Ukraina nie może, jak do niedawna, jedynie biernie dopasowywać się do działań sąsiadów. Musi wymyślić nowe zadania dla swojej dyplomacji – tradycyjna ukraińska polityka zachowywania balansu, pozostawania w pół drogi między Europą a Rosją, od kilku miesięcy jest już nieaktualna. Inna jest Rosja, inna Ukraina, inny jest wreszcie Zachód, który na kryzys zareagował nieskutecznie i niezbyt stanowczo.
Osiągnięcia Poroszenki jako ministra spraw zagranicznych, na przełomie 2009 i 2010 r., nie były imponujące. To za jego czasów wynegocjowano warunki umowy stowarzyszeniowej z UE i pogłębiła się współpraca z NATO, ale nie udało mu się dokończyć ustalania dokładnego przebiegu granicy z Rosją. Rosyjskie zagrożenie dostrzega większość Ukraińców, niemniej Poroszenko będzie starał się zapobiec dalszej degradacji stosunków z Moskwą – mimo aneksji Krymu, głębokiego sporu o określenie w ukraińskiej konstytucji statusu języka rosyjskiego i rosyjskich pomysłów na federalizację Ukrainy. Pełna zgoda obu państw nie jest możliwa, ale by nie pogarszać sytuacji, Poroszenko będzie próbował negocjacji z Władimirem Putinem za pośrednictwem przywódców państw Zachodu.
Ważnym celem nowego prezydenta będzie podpisanie i wprowadzenie w życie części gospodarczej umowy stowarzyszeniowej z UE. Poroszenko powtarzał podczas kampanii, że integracja z Europą będzie głównym nurtem jego polityki zagranicznej. Ma ambitny plan: chce uzyskać od Unii obietnicę członkostwa i zniesienia wiz. W zamian będzie otwarty na nowe inicjatywy regionalne w Europie Środkowej, np. powinien przystać na stworzenie przez Litwę, Polskę i Ukrainę – budowanej od lat – wspólnej brygady wojskowej. To ledwie namiastka członkostwa Ukrainy w NATO.