Niewyparzony minister
Radosław Sikorski oficjalnie kandydatem na szefa unijnej dyplomacji
Jest w Sikorskim pewien rys zadziornej chłopięcości, która wyraziła się także w wyraźnej preferencji teki ministra obrony nad sprawami zagranicznymi. Kiedy Sikorski żegnał się z wojskiem, widać było u niego autentyczne wzruszenie. Styl wojskowy nie musi mieć pozytywnego wpływu na dyplomację. Niektórzy dyplomaci mówią, że Sikorski nie umie słuchać, a narady w resorcie przypominają odprawy wojskowe. Główny zarzut jego przeciwników: arogancki i mało przystępny.
Z drugiej strony, Sikorski musi być – tak z natury, jak i swojej sytuacji w rządzie – człowiekiem dość samotnym i nie bardzo może się komu zwierzać ze swych wątpliwości. Tusk w sprawach zagranicznych zostawił mu wolną rękę. Nawet wielkie przemówienia na forum międzynarodowym nie były specjalnie uprzednio konsultowane w rządzie. Zresztą Sikorski wrócił do kraju dopiero w 1989 r., nie jest z ferajny gdańskiej. Z Tuskiem nie ma wielkiego podobieństwa ani stylu, ani upodobań. Premierowi jest potrzebny, bo w otoczeniu tylko nieliczni mają taką swobodę poruszania się za granicą.
Cnót Sikorskiego też jest wiele. Ma dobrą renomę w środowiskach eksperckich, cenią go think tanki, choć koncentruje się na sprawach rosyjskich i wschodnich, a do południowego sąsiedztwa, azjatyckich potęg i Bliskiego Wschodu nie ma za dużo serca.