Rzeczniczka rządu Małgorzata Kidawa-Błońska dyplomatycznie opisuje znajomość języków obcych premiera Tuska: – Dosyć swobodnie porozumiewa się w języku angielskim. Widać to, gdy rozmawia na spotkaniach europejskich. Sprawnie posługuje się też niemieckim… Choć na pewno nie zna tych języków na takim poziomie, o jakim by marzył.
Dotychczas polski premier pilnował się, by dziennikarze nie usłyszeli i nie nagrali żadnej jego dłuższej i spontanicznej wypowiedzi po angielsku. Podczas powitań można usłyszeć jedynie skrawki rozmów. Wynika z nich, że owszem, dogaduje się bez większych kłopotów, ale intensywniej niż zwykle gestykulując i z wyraźnie polskim akcentem.
O tym, że premier (ponownie) uczy się angielskiego, mówi się od 2011 r. Wtedy Kancelaria Premiera rozpisała przetarg na 1940 godzin lektoratu dla swojej kadry kierowniczej, w tym z native speakerami języka angielskiego i (szczątkowo) francuskiego. Łączny koszt: 97 tys. zł. Media donosiły, że 400 godzin lekcji, czyli prawie dwie godziny dziennie, to przydział dla samego premiera. Ile w istocie było tych godzin, nie wiadomo. Osoby z jego otoczenia już dwa lata temu zapewniały jednak, że Tusk uczy się angielskiego intensywnie i włada nim już lepiej niż niemieckim, którego nauczył się jeszcze jako dziecko od babci.
W następnych latach KPRM nie ogłaszała już kolejnego przetargu na lekcje języków. Zrobiło to jednak Rządowe Centrum Legislacji: na początku 2013 r. rozstrzygnęło dwa zamówienia na lektoraty na łączną kwotę ponad 348 tys. zł. Wszystkie przetargi wygrała ta sama szkoła – Global School z siedzibą w Ożarowie Mazowieckim, ucząca też w Warszawie. Jej właściciel nie chce udzielać wywiadów: w warunkach przetargów jasno zapisano, że nie tylko szczegóły kogo i czego uczy, ale nawet materiały powstałe na potrzeby i podczas nauki są tajne.