Jacek Żakowski: – Gdyby Barber rządził światem…
Benjamin Barber: – To zrobiłby wszystko, żeby stworzyć światową demokratyczną władzę.
Jak?
Skrzyknąłby burmistrzów i oddałby im rządy. To by była jego jedyna decyzja. Bo – w odróżnieniu od polityków rządzących państwami narodowymi – burmistrzowie są demokratami, działają efektywnie, muszą być pragmatyczni. Potrafiliby rozwiązywać problemy globalne tak, jak na co dzień rozwiązują problemy lokalne, które w coraz większym stopniu wynikają z rosnącej bezradności państw i systemu międzynarodowego. Państwa już nie radzą sobie z trwającymi od dekady procesami, jak ograniczenie emisji CO2, ani z lokalnymi kryzysami, jak wojujące Państwo Islamskie.
Dlaczego sobie nie radzą?
Bo są instytucjami minionej epoki.
Wiele instytucji z poprzednich epok wciąż ma istotne znaczenie – sądy, kościoły, armie.
Państwo też ma znaczenie, ale już nie wystarcza. W zbliżonym do obecnego kształcie powstało 400 lat temu. Przez 300 lat sprawdzało się doskonale. Utrzymywało porządek na swoim terytorium, kontrolując je suwerennie. To działało, póki zdrowie Brytyjczyków zależało od nich i ich rządu, a amerykańska gospodarka była amerykańskim problemem. W latach 50. General Motors sprzedawał 95 proc. swoich samochodów na amerykańskim rynku. Peugeot – 95 proc. sprzedawał na rynku francuskim, mercedes na niemieckim. Wszystko było lokalne. A dziś wszystko jest globalne. Epokę niezależności gwałtownie zastąpiła epoka współzależności. Może pan jeździć francuskim samochodem z japońskim silnikiem, karoserią zaprojektowaną we Włoszech i zrobionym w Indiach z części wyprodukowanych w kilkunastu krajach.