Synod biskupów na temat rodziny pozwolił się policzyć kościelnym konserwatystom. Cieszą się z tego, szczególnie przedstawiciele tego nurtu w Polsce i Afryce. Ale ta radość nie może zasłonić faktu, że zwolennicy status quo przeforsowali swoje stanowisko dzięki procedurze, wymagającej aż dwóch trzecich głosów aprobaty. W obu zapalnych kwestiach większość biskupów była za przyjęciem wersji „liberalnej”, ale zabrakło im większości kwalifikowanej. Słowem, zwycięstwo przeciwników nowego otwarcia jest nieoczywiste. Oczywisty stał się za to głęboki podział wśród biskupów.
Zwołany przez papieża Franciszka synod niemal od początku nie podobał się Kościołowi w Polsce. W przekazie kościelnym na ten temat dominował u nas ton zaniepokojenia, tak jakby Kościół w Polsce obawiał się otwartej i szczerej debaty, do której zachęcał Franciszek. Poszło o tematy uznane u nas za kapitulację przed „ofensywą sił laickich”: stosunek Kościoła do katolików żyjących w powtórnych małżeństwach i do związków homoseksualnych.
Franciszek – pierwszy w historii papież, który użył słowa „geje” w pozytywnym kontekście – już na początku swego pontyfikatu zapowiedział zwołanie synodu (zebrania biskupów) w sprawie pomocy rodzinie „wystawionej na wyzwania współczesności”. Miał to być synod duszpasterski. Ale gdy pojawił się temat homoseksualny, konserwatyści zrobili wszystko, by kwestię duszpasterską przekształcić w ideologiczną.