Pierwsza po wyborach kłótnia na Ukrainie. Prezydent i premier spierają się, kto wygrał
Jest dwóch zwycięzców: według list partyjnych wygrywa partia Front Ludowy premiera Arsenija Jaceniuka. O włos, ale jednak. Prezydencki Blok Petra Poroszenki zdobył znacznie mniej głosów niż się spodziewano. Tymczasem właśnie BPP wprowadzi do parlamentu najwięcej deputowanych: 132 (na dziś, bo brak nadal oficjalnego komunikatu Centralnej Komisji Wyborczej). A to dlatego, że w okręgach jednomandatowych wygrywali ludzie wystawieni przez BPP. No i powstał spór, kto wygrał faktycznie.
Porozumienie koalicyjne przygotowane przez prezydenta i jego ludzi przed wyborami zostało ogłoszone, liczy 48 stron i daje Poroszence sporą władzę nad koalicją i premierem. W dodatku wpisy ludzi prezydenta na Facebooku sugerują, że Jaceniuk na stanowisku premiera nie cieszy się bezwzględnym poparciem. Pojawiły się zarzuty, że nie przeprowadził dotychczas żadnej reformy systemowej. Poirytowany Jaceniuk opublikował natychmiast własną propozycję porozumienia koalicyjnego i zaprosił do współpracy nie tylko BPP i Samopomoc Andrija Sadowego, ale także Batkiwszczynę Julii Tymoszenko (którą przed wyborami opuścił) oraz Radykalną Partię Ołeha Laszko. A na Facebooku pojawiła się uwaga, że ktoś, kto zyskał o 15 proc. mniej, niż oczekiwał, próbuje dyktować warunki i kreuje się na zwycięzcę. Jaceniuk proponuje swoje warunki dla koalicji i inny niż Poroszenko podział obowiązków, tek i stanowisk w rządzie. Może to tylko gra, licytacja, ale widać, że między zwycięskimi siłami istnieje spór.
Zaproszenie radykałów do koalicji wydaje się także wątpliwym pomysłem i gwarantuje destrukcję. Podobnie jak Julia Tymoszenko, która już wyraziła zgodę na współpracę, zastrzegając, że nie ubiega się o stanowiska w rządzie. Destrukcyjne talenty Tymoszenko już wszyscy zdążyli poznać. I bardzo jest to dziwne, że Jaceniuk ma krótką pamięć.