Podróż do portu w Rotterdamie sama w sobie jest już przygotowaniem na spotkanie z największym statkiem świata. Port z Rotterdamem wspólną ma tylko nazwę. Od centrum miasta dzieli go niemal 40 km. Po drodze trzeba minąć dziesiątki kilometrów rur, z których wyrastają co jakiś czas rafinerie, gazownie, elektrownie, serie gigantycznych zbiorników i urządzenia, których przeznaczenia trudno się domyślić. Przez te setki kilometrów rur płynie ropa, gaz, benzyna, sok pomarańczowy. Dla soku pomarańczowego stworzono nawet odrębny terminal i rurociąg dla tankowców, które go dostarczają.
W porcie w Rotterdamie najszybciej rośnie terminal kontenerowy. Zajmuje coraz więcej miejsca. Ale jednocześnie je tworzy. Holendrzy cały czas budują nowe na terenach wydartych morzu. Na handlu morskim Holandia rośnie więc dosłownie i w przenośni.
Mayview Maersk trudno przegapić. Widać ją z bardzo daleka. Ją, bo wśród marynarzy statek jest zawsze rodzaju żeńskiego. 400 m długości, 59 m szerokości i 73 m wysokości. Wygląda jak gigantyczna taca z kontenerami. Kiedy dwa lata temu powstawały statki typu Triple E, w branży żartowali, że potrójny należy tłumaczyć: za długi, za szeroki, za wysoki. Pierwszy zbudowany kontenerowiec zabierał na pokład 226 kontenerów. Na Mayview można ich zapakować 18 270. W jednym kontenerze mieści się 10,1 tys. iPadów, we wszystkich, które mieszczą się na Triple E, można by przewieźć ich jednocześnie 182 mln. Niemal 90 proc. dostępnych w Europie zabawek przypływa właśnie w kontenerach. 80 proc. elektroniki. Niemal wszystkie tanie aparaty fotograficzne. Zapotrzebowanie jest tak duże, że firma Maersk zamówiła aż 20 takich kolosów.
Mayview jest o 70 m dłuższa niż najnowszy amerykański lotniskowiec, z których każdy jest jak małe pływające miasto.