Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Szok w Buenos

Argentyna: czarna telenowela z trupem w łazience

Strażacy poszukują rannych po eksplozji w budynku stowarzyszenia żydowskiego przy ulicy Pasteura w Buenos Aires, 1994 r. Strażacy poszukują rannych po eksplozji w budynku stowarzyszenia żydowskiego przy ulicy Pasteura w Buenos Aires, 1994 r. Ali Burafi/AFP / East News
Oto czarna telenowela z trupem w łazience i tysiącami widzów na ulicach. Nie wiadomo, kto i dlaczego zabił, ale w tej opowieści przeglądają się wszystkie patologie argentyńskiej polityki.
Argentyna nie może wyjść z szoku. Tysiące ludzi wylegają na ulice, żądają wyjaśnienia tajemniczej śmierci prokuratora.Marcos Brindicci/Reuters/Forum Argentyna nie może wyjść z szoku. Tysiące ludzi wylegają na ulice, żądają wyjaśnienia tajemniczej śmierci prokuratora.

W niedzielę 18 stycznia w apartamencie w luksusowej dzielnicy Buenos Aires znaleziono zwłoki 51-letniego prokuratora Alberta Nismana. Leżał na podłodze w łazience w kałuży krwi; miał dziurę po kuli w czaszce, obok leżał pistolet marki Bersa. Od 10 lat Nisman prowadził śledztwo w sprawie największego zamachu terrorystycznego w dziejach Argentyny: wysadzenia budynku wspólnoty żydowskiej w 1994 r. Następnego dnia Nisman miał wystąpić w parlamencie z oskarżeniem prezydent Cristiny Fernandez i szefa dyplomacji Hectora Timermana o zacieranie śladów udziału Iranu w tej zbrodni.

Argentyna nie może wyjść z szoku. Tysiące ludzi wylegają na ulice, żądają wyjaśnienia tajemniczej śmierci prokuratora. O jego zarzutach wobec rządu było głośno kilka dni przed śmiercią: Nisman opowiadał o nich w mediach. Samobójstwo zatem czy polityczne zabójstwo?

Pierwszą, najbardziej naturalną hipotezą było samobójstwo – brak śladów włamania, walki czy szamotaniny. Ale opozycja rzuciła sugestię, że zdrowy człowiek u szczytu kariery, mający swoje pięć minut, nie mógł się zabić. Kto więc zabił? Czy ci, których miał oskarżyć?

Według rodziny Nisman nie zdradzał oznak depresji czy załamania. Na dzień przed śmiercią, na jego prośbę, kolega z prokuratury przyniósł mu do mieszkania pistolet (to karalne do sześciu lat więzienia). Do czego ta broń? Żeby w razie czego mógł obronić córki (które zresztą z nim nie mieszkały). A co z policyjną ochroną? Nie ufał jej. Dlaczego?

Na wiadomość o śmierci prokuratora prezydent Fernandez, zwana poufale Cristiną, napisała na Facebooku, że to z pewnością samobójstwo, a przyczyną mógł być brak podstaw planowanej na następny dzień oskarżycielskiej mowy. Zabrnął za daleko i nie widział honorowego wyjścia?

Trzy dni później Cristina zmieniła zdanie: mimo braku dowodów uznała, że to zabójstwo: „Posłużyli się żywym, a teraz potrzebowali go martwego”.

Polityka 6.2015 (2995) z dnia 03.02.2015; Świat; s. 53
Oryginalny tytuł tekstu: "Szok w Buenos"
Reklama