Urodzony w sycylijskiej rodzinie nowy prezydent Włoch Sergio Mattarella rozpoczął karierę polityczną tylko dlatego, że mafia zamordowała mu brata. Gdyby do tego nie doszło, Mattarella zapewne do tej pory byłby wykładowcą prawa na uniwersytecie w Palermo.
Ale po tragedii przejął po starszym bracie stanowisko gubernatora Sycylii i równolegle z praktyką sędziowską zajął się też polityką. I pewnie dlatego podczas zaprzysiężenia mówił nie tylko o korupcji, wojnie, uchodźcach, walce z nierównościami społecznymi czy europejskiej solidarności w rozwiązywaniu tych problemów, ale i o walce z mafią, którą wyznaczył jako jeden z głównych priorytetów swego urzędowania.
Oprócz brata polityką w rodzinie zajmował się również ojciec, który był chadekiem i zasiadał w kilku rządach. A sam Sergio Mattarella, który też zaczął od chadecji, po jej rozpadzie z powodu skandalu korupcyjnego na początku lat 90. przystał do socjaldemokratów. Piastował stanowiska ministrów w kilku lewicowych rządach, był ministrem edukacji (podał się do dymisji w proteście przeciw projektowi ustawy skrojonej pod telewizyjne imperium Berlusconiego), wicepremierem, a w 1998 r., w gabinecie postkomunisty Massimo D’Alemy, ministrem obrony (lobbował na rzecz zniesienia obowiązkowej służby wojskowej, co parlament zatwierdził dwa lata po jego odejściu z rządu). Od 1983 r. był też nieprzerwanie przez 25 lat posłem w izbie niższej włoskiego parlamentu. Przez lata pracował również jako sędzia, a w 2011 r. został sędzią Trybunału Konstytucyjnego.
73-letni, spokojny i małomówny Mattarella jak na włoską tradycję mocno sędziwych prezydentów i tak wypada całkiem nieźle. Chociaż przy 40-letnim, pełnym energii i hiperaktywnym premierze Renzim stonowany Mattarella tworzy mocny kontrast.