Całe – rzekomo oddolne – powstanie separatystów prorosyjskich i oderwanie wschodnich części kraju od Ukrainy wzbogaca Rosję o dodatkowy potencjał: surowcowy, przemysłowy i ludzki. Ale przede wszystkim osłabia Ukrainę tak, by doprowadzić do jej ostatecznego upadku.
Co Rosja na tym zyska – poza tym, że podporządkuje sobie kolejny kraj i ograniczy wpływy Zachodu? Ukraina to pomost na Bałkany, tradycyjny obszar rosyjskich interesów. Bałkany zaś izolują Grecję i Turcję od reszty natowskich sojuszników. Ekspansja Rosji realnie więc zagraża także rejonom Bliskiego Wschodu.
Ukraińskie władze chcą utrzymać niepodległość – nawet za cenę utraty części terytorium. Co więcej, oddanie wschodnich obwodów (donieckiego, ługańskiego czy nawet dniepropietrowskiego) pod rosyjską kontrolę mogłoby rozwiązać problem prorosyjskiej mniejszości.
Ale to z dwóch powodów dużo bardziej złożone. Po pierwsze, obciążyłoby gospodarkę. Zasoby naturalne i przemysł we wspomnianych obwodach to jeden z filarów PKB całego kraju. Pozbawiona tych rejonów Ukraina stałaby się państwem rolniczym – mało konkurencyjnym i znacznie odstającym od europejskiego wzorca państwa rozwiniętego. Po drugie wreszcie – ucierpiałby autorytet władz.
Ukraina może więc albo zaakceptować utratę wschodniej części kraju i skoncentrować się na ochronie niepodległości, albo do ostatka walczyć o całe terytorium, godząc się jednocześnie na ewentualne kompromisy (autonomię części wschodnich obwodów i utratę Krymu). Drugie rozwiązanie wydaje się właściwsze – ale czy Ukrainie wystarczy na to sił?
Strategia działania
Jeśli jedno państwo chce usunąć inne państwo, dokonuje tego na kilka sposobów: z użyciem broni jądrowej, agresją zbrojną albo prowadząc działania na wyniszczenie.