Debalcewe wzięte
Odwrót ukraińskiej armii z kotła. Czy to koniec porozumień z Mińska?
Jeśli tliła się nadzieja, że Debalcewe ocaleje w ukraińskich rękach, to rozwiał je Władimir Putin, przemawiając podczas wizyty w Budapeszcie. Rosyjski prezydent apelował do Ukraińców, by się poddali. Mówił o ich rychłej klęsce w tonie ironicznym, wręcz obraźliwym. To nie wróżyło dobrze.
Prorosyjscy separatyści i Rosjanie od początku nie zamierzali respektować uzgodnień z Mińska. Dziś widać to w całej rozciągłości. Trwał spór, do kogo należy Debalcewe. W Debalcewie nie wstrzymano ognia, nie wycofano ciężkiej broni. Symboliczne dla tej wojny wyrzutnie GRAD i URAGAN ostrzeliwały miasto, gdzie znajdowało się kilka tysięcy ukraińskich żołnierzy i tysiące cywilów. Miński plan w tym miejscu się nie sprawdził.
Z Putinem należało każdy szczegół potwierdzić pisemnym zobowiązaniem. Jak z kimś, kto nie honoruje danego słowa i zobowiązań. Czy Merkel, Hollande i Poroszenko okazali się naiwnymi politykami? Można było przewidzieć, że Rosjanie nie odpuszczą, że zechcą zdobyć Debalcewe. Pokazać, kto wygrywa w tej wojnie. Oczekiwanie, że Rosji zależy na pokoju, że zamierza przestrzegać uzgodnień, było naiwnością. Rosja nie tylko nie wycofała swoich wojsk spod Debalcewe, nie wycofała też ciężkiego sprzętu. Przeciwnie, dostarczyła nową broń.
Od kilkunastu dni widać było, że separatyści starają się zamknąć kocioł pod Debalcewem. Przejęcie miasta, ważnego węzła drogowego i kolejowego, pozwoliłoby im połączyć obie samozwańcze republiki ludowe, doniecką i ługańską. A w przyszłości szykować się do zdobycia lądowej drogi na Krym. Nie jest to jednak miejsce mogące zadecydować o losach tej wojny. Stało się raczej symbolem, jak lotnisko w Doniecku. To dlatego ukraińscy żołnierze bronili się zaciekle, chcieli utrzymać miasto.
Siły okazały się nierówne.