Wysoki alert
Australijskie władze przechodzą do ofensywy w walce z islamskimi radykałami
W zeszłym tygodniu w wybrzeże Australii uderzyły dwa potężne cyklony, które wyrywały drzewa, zrywały dachy i podtapiały ulice. Ale w światowych mediach nie cyklony, tylko zaostrzenie przepisów o obywatelstwie, które miałyby ochronić Australię przez terroryzmem, wywołało prawdziwą burzę. „Osoby, które walczą przeciwko Australii, stracą obywatelstwo naszego kraju” – mówił premier Tony Abbott, stojąc w siedzibie głównej policji w Canberze. Dotyczy to również osób, które urodziły się w Australii. Mówiąc o przywilejach, premier miał na myśli możliwości swobodnego wyjazdu i powrotu do kraju, ograniczenie dostępu do świadczeń socjalnych czy usług konsularnych za granicą.
Abbott przypomniał, że australijscy żołnierze walczą w Afganistanie i w Iraku, a jesienią zeszłego roku Australia wysłała do walki z Państwem Islamskim 600-osobowy kontyngent żołnierzy i osiem samolotów wielozadaniowych. Ze słów premiera wynikało też, że australijscy żołnierze walczą z terrorystami nie po to, żeby w domu mieć ataki terrorystyczne. Czyli albo walczysz z nami, albo jesteś przeciw nam.
Mocne słowa australijskiego premiera to konsekwencja nasilającego się strachu. Jesienią gruchnęła wiadomość o tym, że bojownicy z Państwa Islamskiego (IS) planowali w Sydney publicznie ściąć kilkadziesiąt przypadkowych osób. Australijski wywiad przechwycił apele zajmującego wysoką pozycję w strukturach Państwa Islamskiego Australijczyka (według prokuratora generalnego Australii nawołująca osoba pochodziła z Afganistanu, ale mieszkała w Australii i miała australijskie obywatelstwo). Zabójstwa miały być pokazówką. Miały zasiać strach. Zatrzymano wówczas 15 osób.