Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Targ panien młodych

Cygańska dziewica za 10 tys. euro

Będzie ślub! – rodzice Wasylki i jej narzeczonego przed chwilą wynegocjowali warunki. Na prośbę dziennikarzy młoda para zatańczy na dachu samochodu. Będzie ślub! – rodzice Wasylki i jej narzeczonego przed chwilą wynegocjowali warunki. Na prośbę dziennikarzy młoda para zatańczy na dachu samochodu. Wojciech Śmieja / Polityka
Z drugiej ręki możesz ją mieć już od 100 euro, ale szykowna dziewica nie pójdzie raczej za mniej niż 10 tys. Jednak tu nie tylko pieniądze się liczą.
W dzień św. Teodora każda panna na wydaniu z plemienia Kalajdżów chce wyglądać szczególnie pięknie.Wojciech Śmieja/Polityka W dzień św. Teodora każda panna na wydaniu z plemienia Kalajdżów chce wyglądać szczególnie pięknie.
„Jeszcze dołożysz tę kurtkę i dziewczyna będzie twoja”.Wojciech Śmieja/Polityka „Jeszcze dołożysz tę kurtkę i dziewczyna będzie twoja”.
Tradycyjny cygański targ panien młodych w Starej Zagorze trwa w najlepsze.Wojciech Śmieja/Polityka Tradycyjny cygański targ panien młodych w Starej Zagorze trwa w najlepsze.
Bohaterowie dnia ani przez chwilę nie mogą zostać sami. Dziewictwo panny młodej wciąż jest u Kalajdżów w cenie.Wojciech Śmieja/Polityka Bohaterowie dnia ani przez chwilę nie mogą zostać sami. Dziewictwo panny młodej wciąż jest u Kalajdżów w cenie.

Tekst ukazał się w POLITYCE w marcu 2015 r.

W okolicach Dnia Kobiet przypada w Bułgarii Todorov den (w 2014 r. wypadł dokładnie w ten dzień). Obchodzi się go hucznie jako tzw. Końską Wielkanoc. Dla Cyganów z plemienia Kalajdżów ma szczególne znaczenie – rozrzuceni po całym kraju zjeżdżają się w tym dniu do położonej w centrum Starej Zagory. To wielkie uświęcone tradycją spotkanie budzi żywe zainteresowanie gadziów. I to właśnie gadziowie dali mu nazwę: targ panien młodych.

Cyganie i gadziowie

Dziennikarze i fotografowie są na miejscu pierwsi – krzątają się już od 10 rano. Jest Svetlana Bachevanova z „National Geographic”, która swój projekt dokumentujący życie Kalajdżów prowadzi od sześciu lat, jest świetna amerykańska fotografka Jodi Foster ze Stambułu. Jacob Resnack z „USAToday”, choć się umawiał, to nie przyjechał – wysłano go na Ukrainę. Są za to trzy telewizje bułgarskie, jedna holenderska, nie może zabraknąć Russia Today; jest kilkunastu radiowców, garść freelancerów, a także ekipa Martyny Wojciechowskiej.

Pierwsi Cyganie pojawią się dopiero jakieś dwie godziny później, a początek imprezy przewidziany jest na pierwszą po południu.

Majdan pomiędzy dworcem autobusowym i kolejowym w Starej Zagorze to pół śmietnik, pół parking. Od reszty miasta szczelnie osłania go ogrodzenie. Zawieszone na nim wielkoformatowe zdjęcia prezentują turystyczne atrakcje miasta, które bardzo nie chce być kojarzone z genderowo niepoprawnym i kompromitująco nieeuropejskim targiem panien młodych. Bo miasto ma rzymską przeszłość, uniwersytet, teatr, operę i międzynarodowy festiwal folklorystyczny. Nawiasem mówiąc, odbywa się on dzień po cygańskim targu, ale żaden zachodni korespondent nie zaszczyca go swoją obecnością.

Południe, na parking zaczynają wjeżdżać przepełnione i mocno zdezelowane auta. Wysypują się z nich całe rodziny i szybko roztapiają w gęstniejącym tłumie. Dłużej to trwa, jeśli w aucie siedzi panna na wydaniu. Wtedy musi być prawdziwe entrée, a wcześniej ostatnie poprawki makijażu, czuła matczyna ręka układająca włosy, rzut oka na sylwetkę odbitą w samochodowej szybie i można ruszać. Dominujące kolory to biel i wszelkie odcienie błękitu.

Starsi witają się wylewnie po roku niewidzenia, młodsi są trochę onieśmieleni. Spacerują w tłumie, początkowo oddzielnie grupki dziewczyn i grupki chłopaków. Starsi wolą zacząć spotkanie od wizyty w dworcowym bufecie, który ma dziś swoje żniwa. Wkrótce, gdy dym papierosowy zgęstnieje, bufet stanie się miejscem dobijania matrymonialnych targów. Wokół majdanu rozkładają się stragany z balonikami, zabawkami i słodyczami, trochę jak na wiejskim odpuście. Jest też maszyna do boksowania – chłopaki mogą sprawdzić, który z nich większy paker. Hierarchię ustalają między sobą, niewielu im kibicuje, bo uwaga wszystkich skupiona jest na dziewczynach, ich kreacjach i makijażach. Po godzinie czy dwóch grupki chłopaków i dziewczyn już swobodnie się mieszają.

Kilka małżeństw zostaje zaaranżowanych. Zwyczaj nakazuje, by chłopak kupił wówczas dziewczynie jakiś drobiazg lub słodycze ze straganu. Narzeczeni są onieśmieleni, chłopcy tracą nagle zwinność ruchów, stają się niezgrabni, skrępowanie maskują głośniejszym niż zwykle śmiechem. Twarze dziewczyn, które mniej lub bardziej udatnie wcielają się w role księżniczek, rumienią się, co widać nawet pod najgrubszym makijażem.

Skojarzenie pary to wydarzenie ekscytujące dla obu rodzin. Wokół dziewczyny gromadzą się młodsze i starsze siostry oraz przyszłe szwagierki, chłopaka też od razu otacza tłumek rodzinnych doradców, w którym prym wiodą przyszli szwagrowie. Właściwe świętowanie i dalszy ciąg targów rozpocznie się już jednak w domu którejś ze stron, gdzie pojadą szczęśliwe z powodu dokonanej transakcji rodziny.

Młoda holenderska dziennikarka radiowa skrzętnie zbiera wypowiedzi uczestników imprezy. Nie dostrzega jednak, że 26-letnia Marika, odpowiadając na jej pytania, porozumiewawczo mruga do koleżanek, które chichoczą, słysząc historyjkę o tym, że jest rozwiedziona i przyjechała się tu porozglądać za nowym mężem. Koleżanka Holenderki z telewizji wypytuje grupkę chłopaków, czy przyjechali tu kupować żony i ile mogą za nie zapłacić. – Za ciebie dałbym pięć tysięcy – wyrywa się najbardziej pyskaty. – Euro czy lewów? – od razu dopytuje kolega. I wszyscy rechoczą. Młodzi chętnie się fotografują i podają swoje fejsbukowe namiary, żeby im przesłać zdjęcia. Paradnie jest też strzelić sobie komórką słitfocię z reporterem i od razu zamieścić na fejsie, można za to zebrać sporo lajków.

Fotografowie i kamerzyści wchodzą sobie co chwila w kadr, a potem przeklinają i machają rękami. Svetlana Bachevanova, fotografka, dziennikarka, dawna opozycjonistka, jest wściekła na tę sytuację – ona jedna dobrze zna wielu uczestników pikniku i widzi więcej niż ci, którzy wpadli tu tylko na chwilę. Zabiera swoje kalajdzkie przyjaciółki na bok, żeby spokojnie porozmawiać i przy okazji sfotografować detale stroju i makijażu.

Romie, zakochaj się!

Małżeństwo w tradycyjnych romskich wspólnotach, i Kalajdżowie nie są tu wyjątkiem, bywa zawierane na trzy sposoby. Najważniejszy, najpowszechniejszy i najbardziej szanowany jest kontrakt między dwiema rodzinami, w którym dość szczegółowo określa się zasady zapłaty za córkę. Drugi rodzaj to porwanie – właśnie na skutek obawy przed porwaniami wiele romskich dziewczyn nie kończy szkoły. Trzeci – wspólna ucieczka młodych. Może stanowić wyjście w sytuacji, kiedy kawalera nie stać na opłacenie rodziny panny młodej. Uciekają na kilka dni, a potem wracają i informują rodziców, że panna młoda straciła dziewictwo – ślub i wesele są już tego naturalną konsekwencją.

Bułgarski targ panien młodych jest wariantem tej pierwszej sytuacji – kontraktu. W przypadku Kalajdżów nie ma jednak mowy o oburzających opinię publiczną zamążpójściach 13-latek. Większość dziewczyn dobija dwudziestki lub ją nieznacznie przekracza. – Jestem tu właściwie co roku. I widzę, jak to wszystko szybko się zmienia – mówi Svetlana Bachevanova. Jeszcze kilka lat temu dziewczyny rzeczywiście prezentowały się na tej imprezie trochę jak modelki – to było dla nich coś na kształt pierwszego balu w życiu. Nikt za to nie mówił głośno o cenie panny młodej. Być może dlatego, że w komunizmie ten niby-handel był zakazany. Dziś cena jest na ustach wszystkich jako najważniejszy temat rozmów.

Kupowanie żony wydaje się czymś egzotycznym i archaicznym, nieeuropejskim. Jest też świetnym pretekstem, wykorzystywanym w Bułgarii do stygmatyzowania Romów jako zacofanych i prymitywnych. Alergicznie reagują na to tutejsze władze, lepiej nie używać przymiotnika bułgarski w połączeniu z targiem panien młodych. Temat jest tak delikatny, jak równowaga między szacunkiem dla kulturowej różnorodności a poszanowaniem praw jednostki. W większości europejskich społeczeństw to jednostka i jej dobro, a nie dobro wspólnoty, są dziś najważniejsze. Tradycyjny model romski jest tego zaprzeczeniem. Charakteryzuje go rozszerzona rodzina, wspólne gospodarstwo domowe, autorytet i szacunek okazywany starszym, wielodzietność. Rodzina jest gwarantem rozwoju jednostki, która poza nią traci swój status społeczny i podstawę egzystencji.

Funkcja ceny

Historię targu panien młodych, którą do niedawna nikt poza Bułgarią się nie interesował, po raz pierwszy opowiedziała w „National Geographic” wspomniana Svetlana Bachevanova. To było kilka lat temu. I lawina ruszyła. Opowieść wydała się na tyle interesująca, że rok później swojego reportera na targ wysłał „New York Times”. A potem temat podchwyciły tabloidy.

Tabloidowy przepis na tę historię jest dość prosty i zawsze wychodzi. Trzeba mieć tło (mityczna kraina w sercu Bałkanów, postindustrialne ruiny w tle), bohaterów (tajemniczy Cyganie, koniecznie wąsaci i w kapeluszach, młode dziewczyny w kuszących pozach, koniecznie obwieszone złotem), ścieżkę dźwiękową i choreografię (dużo muzyki i tańca, bo co to za Cygan, co nie gra i nie tańczy).

W przekazie ambitniejszych mediów wyrobieni odbiorcy z pewnością docenili oferowane im w 2012 r. rozważania o wpływie kryzysu ekonomicznego na średnią cenę panny młodej. – W tym roku będzie o wpływie wydarzeń na Ukrainie – mówi z przekąsem Svetlana. W pewnym sensie czuje się odpowiedzialna za to, że fotoreportaż, od którego zaczęła projekt dokumentujący swoistość kultury Kalajdżów, sprawił, iż ich najważniejsze święto zatraca autentyzm i komercjalizuje się w błyskawicznym tempie. Jest na to wyczulona, jej mąż David Malinowski to wnuk Bronisława Malinowskiego. Wiele rozmawiali o tym, co się stało z Triobrandczykami, gdy czytelnicy dzieła Malinowskiego zaczęli przyjeżdżać na ich wyspy, żeby podglądać życie seksualne dzikich.

W oficjalnych bułgarskich statystykach Romowie stanowią ok. 5 proc. populacji (ok. 400 tys. osób). Kalajdżów wyróżnia ich rzemiosło – blacharstwo dachowe. Jako budowlańcy i fachowcy stanowią względnie zamożną grupę. Znani z pracowitości kładą pokrycia dachowe i rynny także w Turcji, Grecji, na Cyprze. To grupa wędrowna.

Doroczne spotkanie w dniu świętego Teodora nie jest żadnym bazarem z pannami młodymi – podkreśla Aleksy Pamporow z Bułgarskiej Akademii Nauk. – To spotkanie tej grupy, rodzaj pikniku, na którym wypada być. Rodziny opowiadają, co się u nich w ciągu roku zdarzyło, komu się powiodło, a kto ma kłopoty, komu się urodziło, a komu zmarło. Tematy są takie jak wszędzie: podróż, polityka, pogoda, plotki. Spotkanie daje także możliwość poznania się młodym z różnych stron. A jeśli zanosi się na małżeństwo, starsi mogą podyskutować o wysokości i sposobie zapłaty, podczas gdy młodzi spacerują pośród straganów ze słodyczami i błyskotkami.

Aleksy od kilkunastu lat bada sprawę domniemanego kupowania panien młodych i narosłe wokół tego emocje irytują go nie mniej niż Svetlanę. Tak fetyszyzowana zapłata ma w istocie kilka dość jasnych funkcji do spełnienia. Po pierwsze, stanowi rekompensatę dla rodziny panny młodej za to, że zostanie ona uszczuplona. Cena definiuje społeczny status nie tylko dziewczyny, ale także dzieci, które przyjdą na świat. Stanowi gwarancję, że będą należały do rodziny męża, która ma obowiązek je zabezpieczyć. Wysoka cena, jaką płaci się rodzinie dziewczyny, stanowi również dla niej rękojmię bezpieczeństwa – jeśli będzie źle traktowana, może wrócić do domu rodzicielskiego, a zwrot zapłaconej sumy lub jej części staje się przedmiotem negocjacji między rodzinami. Zdarza się też, że cena ta jest fundamentem klanowego sojuszu: rodzina A kupuje córkę państwa B za 10 tys. euro. B, chcąc ożenić swojego syna, kupują od A ich córkę. Wypada im wtedy zapłacić 11 tys. euro, ale warto, bo dzięki temu więź między rodami będzie silniejsza.

Całe to kupowanie żony ma się nijak do zwykłych zakupów, nie przypomina też raczej kupowania samochodu w salonie – jednogłośnie przekonują Pamporow i Bachevanova. To praktyka kulturowa, obwarowana wieloma zwyczajami i długimi negocjacjami.

Podkręcony obraz

Pod wieczór impreza ma się ku końcowi, tłum na placu rzednie, ale dziennikarzom wciąż za mało. Postanawiają podkręcić atmosferę. Jedna z ekip TV bierze upatrzoną rodzinę na obiad do bufetu – można będzie pokazać targowanie się o cenę dziewczyny nad kotletem... Ktoś inny wpada na pomysł, że jak dziewczyny potańczą na dachach samochodów, to będzie dobrze wyglądało na zdjęciach i w relacjach. Kierowców zadowolą skromne rekompensaty za wgniecenia – nie pierwsze i nie ostatnie – na karoseriach ich starych ład i opli. Ktoś puszcza muzykę, dziewczyny z początku niechętne pomysłowi, gramolą się ponad głowy tłumu, żeby zakręcić biodrami, ostatni raz pokazać błyszczące, choć nieco już zakurzone tafty i tiule. Tańce trwają nie więcej niż kwadrans, ale wystarczy, bo wszyscy są już trochę głodni.

Gdzie oni nas pokażą? – zastanawia się Bojko.

Jak to gdzie? W „Animal Planet” – odpowiada mu wyszczerzony w uśmiechu Plamen.

Polityka 10.2015 (2999) z dnia 03.03.2015; Na własne oczy; s. 100
Oryginalny tytuł tekstu: "Targ panien młodych"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną