Świat

O mniejsze Wielkie Węgry

Partia Pies z Dwoma Ogonami obieca Węgrom wszystko

Partia o nazwie Pies z Dwoma Ogonami, która parę lat temu narobiła na Węgrzech szumu, obiecywała Węgrom między innymi życie wieczne i dwa zachody słońca dziennie. Partia o nazwie Pies z Dwoma Ogonami, która parę lat temu narobiła na Węgrzech szumu, obiecywała Węgrom między innymi życie wieczne i dwa zachody słońca dziennie. materiały prasowe
Na Węgrzech rządzi bohater polskiej prawicy Viktor Orbán, ale w kostki kąsa go Pies z Dwoma Ogonami.
Okładka aktualnego wydania magazynu „Ha!art”ha!art/mat. pr. Okładka aktualnego wydania magazynu „Ha!art”

Partia o nazwie Pies z Dwoma Ogonami, która parę lat temu narobiła na Węgrzech szumu, obiecywała Węgrom między innymi życie wieczne, dwa zachody słońca dziennie, bo zachód słońca przecież taki ładny, ale także zakazanie chorób i wyeliminowanie w ten sposób głównego problemu, który nęka węgierską służby zdrowia. Pies miał również pomysł na ożywienie monotonii węgierskiego krajobrazu – postulował wzniesienie sztucznej góry pośrodku Niziny Węgierskiej oraz zainstalowanie w kraju nieznośnej lekkości bytu poprzez zmniejszenie grawitacji. Budapeszt miał się stać drugą Wenecją, bo Pies obiecał pogłębienie niektórych ulic, by wpłynął sobie do nich Dunaj. „Obiecamy cokolwiek!” – głosiły hasła wyborcze Psa. „Dajemy wam 93 proc. szans, że was nie oszukamy”.

No i, last but not least, Pies postulował utworzenie Mniejszych Węgier w miejsce Wielkich Węgier. Wszędzie bowiem na Węgrzech widać zarys Wielkich Węgier sprzed Traktatu z Trianon, który Węgrzy nazywają narodowym upokorzeniem i który – faktycznie – okroił ich kraj jak kebab i odsunął od naturalnych granic, które kraj ten dawniej opierał na karpackim grzbiecie. Węgrzy myśleli o sobie jako o wielkim, środkowoeuropejskim narodzie, lecz ich wielkość dostała od historii po twarzy – po trianońskim traktacie z dawnych Węgier pozostał jedynie ogryzek wielkości mniej więcej Czech. Porównywalny ze Słowacją, dawnym węgierskim Felvidekiem. Żeby Polak mógł zrozumieć skalę węgierskiego upokorzenia i wściekłości, wystarczy, że sobie wyobrazi, że Polska, z jej pamięcią Wielkiej Rzeczpospolitej, odradza się we współczesnym świecie w rozmiarach dawnej Kongresówki.

Wściekli Węgrzy noszą więc podkoszulki z napisem „jestem starszy niż Słowacja”, a gdzie się da, wklejają kontur Wielkich Węgier, a kontur ten, przypominający kształtem panierowane udko z kfc, jest jedną z narodowych ikon. Umieszcza się go wszędzie: nakleja na zderzakach samochodów, widać go na plakatach, na koszulkach, funkcjonuje nawet jako podkładka pod myszkę.

Pies z Dwoma Ogonami jako jedyna partia ma pomysł, jak sprawić, by kontur ten wyznaczył prawdziwe granice Węgier. Co prawda jakoś nie wypada w dobie ue i nato iść podbijać Słowację (jak twierdzą działacze Psa – byłoby to „niekulturalne”), od Rumunów strach wyciągać Transylwanię, bo jeszcze się po łbie dostanie, a od Serbów – Wojwodinę, ale od czego łeb na karku – zawsze można przyciąć to, co pozostało z potrianońskich Węgier tak, by przypominało wyśniony kształt Wielkich Węgier. Tylko mniejszy. Dwa lata temu pojechałem do Budapesztu spotkać się z grafikiem i streetartowcem Gergelym Kovácsem, założycielem Psa. Umówiliśmy się w knajpie na budapeszteńskiej ulicy Królewskiej, Kovács przyszedł z psem, na moje oko pies miał jeden ogon, ale Kovács twierdził, że coś mi się popieprzyło i że pies ma ogony dwa, jak trzeba. Z całego serca natomiast chwalił pomysł Jarosława Kaczyńskiego o przeniesieniu Budapesztu do Warszawy.

– Będziecie czerpali dużo radości z życia politycznego – zachwycał się. Kovács upierał się, że ich obietnice wyborcze wcale nie były takie nierealistyczne. „Z górą – mówił – sprawa nie jest wzięta z kosmosu, bo podobny pomysł powstał kiedyś w Berlinie. A sprawa z Wenecją w Budapeszcie też nie jest taka z dupy, bo podobne pomysły mieli wizjonerzy z XIX wieku”. Pozostałe obietnice Kovács też uważał za bardzo sensowne. „Życie wieczne – mówił – przecież to bardzo humanitarna obietnica”. „A jak – pytałem – przekonalibyście sąsiadów do pomocy w uzyskaniu kształtu Wielkich Węgier? Przecież ktoś musiałby zagospodarować okrawki po przycięciu państwa do pożądanego kształtu. A skąd wiadomo, czy by chcieli? Tak to przecież jest w Europie Środkowej, że państwa ledwie dają sobie radę z zagospodarowywaniem własnego terytorium, a tu jeszcze Węgrzy im swoje resztki wciskają”.

Chłopie – mówił mi Kovács. – Myślisz, że nikt by nie chciał terenów, na których obowiązuje życie wieczne i zakaz działalności wirusów? Niestety, w wyborach mało kto na Psa głosował. „Wszyscy nas – narzekał Kovács – kochali, ale nikt, nie wiedzieć czemu, – nie brał serio.

Dlatego w 2012 roku Kovács zdecydował się na emigrację. W przyszłość, a konkretnie – w 2014 rok. I z tej przyszłości przysyłał w ówczesną teraźniejszość gazety. Same najważniejsze tytuły: fideszowskie „Magyar Nemzet” i „Heti válasz”, prawicowy „Blikk”, ultraprawicowy, bo jobbikowski, „Barikád”, opozycyjne „Népszabadság” i „Figyel”. Pies z Dwoma Ogonami kolportował je po mieście – wstawiał na półki w sklepach, wrzucał do prasowych dystrybutorów, wrzucał do skrzynek na listy. Wynikało z nich, że Węgry w 2014 roku nie będą specjalnie przyjemnym krajem.

Gergely Kovács przyniósł te gazety ze sobą i wtedy, w tamtym 2014 roku, zrobiliśmy prasówkę. – Na przykład „Barikád” – pokazywał Kovács. – To pismo sympatyzujące z Jobbikiem.

I proszę bardzo – w numerze z lutego 2014 roku informowano o najnowszej rewelacji WikiLeaks: z Księżyca mieli na Węgry napaść Żydzi. Plakat, który znajdował się w środku magazynu, przedstawiał Cyganów żyjących z pomocy państwowej.

W innym czasopiśmie z przyszłości można było przeczytać, że „wyznaczeni ochotnicy budują Wielki Mur Węgierski” albo że bilety w tramwajach sprawdzać będą uzbrojeni żołnierze. A tutaj mamy tezy z profideszowskiego

„Magyar Nemzet”: wyższe podatki to tak naprawdę nie są wyższe podatki, a większość narodu popiera egzekucję przez ścięcie. „Blikk”, który ma ambicje trendsetterskie, informował, że zakonnice są trendy.

Pies nie oszczędzał też opozycji i krytyki rządu przez nich uprawianej. Na przykład „Népszabadság”, pismo socjalistów, donosiło w 2014 roku, powołując się na specjalistów, że Viktor Orbán staje się coraz brzydszy. I nawet zamieściło zdjęcie. Opozycja straszyła też, że Fidesz zamierza wprowadzić zakaz zatrzymywania się na ulicach. I że mrugać oczami będą mogli tylko bogaci.

Kovács twierdził, że Pies nienawidzi wszystkich, więc jest przeciwko wszystkim. – Fidesz nie jest w porządku – mówił Kovács – ale socjaliści też byli beznadziejni. Fidesz jest być może tylko bardziej beznadziejny od innych beznadziejnych partii.

Co więcej, nie było, według Kovácsa, żadnej nadziei na zmiany. Socjaliści zakopali się w bagnie na długo. Zieloni z partii o nazwie Polityka może być inna nigdy, według Kovácsa, nie będą rządzić, bo jest takie prawo fizyki, które mówi, że zieloni nie wygrywają wyborów. – Gdyby zieloni rządzili – mówił Kovács – to pewnie byliby tacy sami jak wszyscy inni. Ale to się na szczęście nigdy nie stanie, mogę więc ich bezkarnie lubić.

Kovács twierdził zresztą, że większość Węgrów ma podobną opinię na ten temat: nie cierpi ani Fideszu, ani socjalistów. Jest przeciwko wszystkim. Poza tym łatwo teraz o popularność – wystarczy być przeciwko rządowi.Wszyscy to podłapują. „Sytuacja – mówił Gergely Kovács – wygląda mniej więcej w ten sposób: mieliśmy problem z Romami. Potem przyszła skrajna prawica. I teraz mamy problem i ze skrajną prawicą, i z Romami”.

Dziś, w prawdziwym 2014 roku, widzimy wyraźnie, że Pies, wysyłając gazety z przyszłości, sprawił, że przyszłość się zmieniła i nagłówki nie wyglądały tak, jak miały wyglądać. Więc jakiś tam wpływ na rzeczywistość jednak ma.

Ziemowit Szczerek – pisarz, dziennikarz, współpracuje z „Nową Europą Wschodnią” oraz „Polityką”

Artykuł pochodzi z najnowszego numeru magazynu „Ha!art”, który ukazał się na rynku we wtorek, 3 marca. Partnerem medialnym najnowszego „Ha!artu” jest POLITYKA.PL.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kultura

Czytamy i oceniamy nowego Wiedźmina. A Sapkowski pióra nie odkłada. „Pisanie trwa nieprzerwanie”

Andrzej Sapkowski nie odkładał pióra i po dekadzie wydawniczego milczenia publikuje nową powieść o wiedźminie Geralcie. Zapowiada też, że „Rozdroże kruków” to nie jest jego ostatnie słowo.

Marcin Zwierzchowski
26.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną