To nieprawda, że rządzący Egiptem gen. Sissi nie odniósł żadnych sukcesów. Udała mu się bowiem, odpukać, chlebowa rewolucja. Program pilotażowy wystartował przed rokiem w Port Saidzie i Ismaili, dziś już 69 mln obywateli posiada inteligentne karty z chipem, a cztery ostatnie prowincje wprowadzą je do końca kwietnia. Na taką kartę, włożoną do czytnika w piekarni, przysługuje po pięć 130-gramowych chlebków aisz na osobę, po subsydiowanej cenie 5 piastrów w miejsce wolnorynkowych 30 piastrów. Plackowaty aisz, którego się nie kroi, lecz rozrywa ręką, stanowi podstawę codziennej ubogiej kuchni. Pozostałe 25 piastrów za każdy chlebek dopłaca piekarzowi państwo. System subsydiowania cen chleba (podobnie jak elektryczności i benzyny) istniał od zawsze. Tyle że był całkowicie przeżarty korupcją, a głównym źródłem zysków piekarzy było sprzedawanie subsydiowanej mąki na czarnym rynku. Teraz wszystko jest policzone i skomputeryzowane, a piekarze musieli założyć konta bankowe do rozliczeń z rządem. Zmienił się też wystrój piekarni: dotychczas chleb wydawało się przez zakratowane okienka – to skutek licznych rozruchów, które uderzały w piekarnie. Teraz drzwi stoją otworem, pojawiła się też konkurencja. Można łatwo wykazać, że z głównych postulatów Egipskiej Wiosny: „Chleba, wolności, sprawiedliwości!” udało się, literalnie, spełnić tylko jeden. I w dodatku, w zamyśle, ma ono zastąpić dwa pozostałe – i kupić spokój społeczny. Tak czy inaczej, ten nowy chleb jakoś dziś lepiej pachnie.