Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Rok prezydentury Petra Poroszenki: bez zapowiadanych sukcesów

Jolanda Flubacher/World Economic Forum / Flickr CC by 2.0
Ukrainę wciąż czekają na reformy systemowe. Jak długo da się zwlekać?

Petro Poroszenko wie, że poparcie dla jego prezydentury słabnie. Przed rokiem, kiedy obejmował fotel prezydenta Ukrainy, obiecywał szybkie zakończenie wojny na wschodzie kraju, zwycięstwo nad separatystami w Donbasie, zachowanie jedności terytorialnej. Zapowiadał też bezwzględną walkę z korupcją i wszechwładnymi oligarchami. I wielki krok ku Europie. W przededniu inauguracji prezydentury jeszcze jako prezydent elekt był w Normandii na obchodach rocznicy lądowania aliantów.

To tam urodził się format normandzki: o sytuacji na Ukrainie rozmawiali prezydent Francji, kanclerz Niemiec, rosyjski prezydent Władimir Putin i Petro Poroszenko. Był to gest w stosunku do Poroszenki, gest przywódców Francji i Niemiec. Wiedząc, że do Normandii przyjedzie Putin, doprosili Poroszenkę i naprędce zorganizowali spotkanie. Choć wcale nie było pewne, że w ogóle do niego dojdzie: Putin boczył się i nie miał ochoty na rozmowę o Ukrainie, z prezydentem elektem zwłaszcza. Jego cyniczny wyraz twarzy i zachowanie w stosunku do Poroszenki mówiły same za siebie. Został, można powiedzieć, zmuszony przez gospodarza i Angelę Merkel do tej rozmowy.

Tak narodził się normandzki format, jedyny, jaki osiągnął cokolwiek w sprawach Ukrainy, czyli doprowadził do zawarcia rozejmu w Mińsku w lutym tego roku.

Poroszenko wracał do Kijowa na zaprzysiężenie pełen nadziei i dowartościowany. Potem ruszyła ofensywa przeciwko separatystom. Niestety, niezakończona sukcesem Kijowa. Do wojny włączyła się Rosja, wysłała do Donbasu ciężki sprzęt, żołnierzy, uzbroiła separatystów po zęby i zapewniła dowodzenie.

Minął rok, wojna wciąż trwa, na wschodzie w okolicy Doniecka zginęło ostatnio w walkach pięciu ukraińskich żołnierzy, a kilkunastu zostało rannych.

Reklama