Prawdopodobnie aż 442 osoby zginęły w wyniku zatonięcia „Wschodniej Gwiazdy”, 21-letniego promu turystycznego kursującego po rzece Jangcy. Późnym wieczorem 1 czerwca, podczas przepływania przez prowincję Hubei, jednostka trafiła na rzadkie w środkowych Chinach tornado. Załoga próbowała bronić się przed uderzeniem porywistego wiatru, wykonała gwałtowny zwrot, po czym prom zaledwie w ciągu minuty przewrócił się stępką do góry. Choć statek osiadł blisko brzegu, a dno kadłuba wystawało ponad powierzchnię wody, wysiłki prawie dwustu wojskowych nurków nie przyniosły rezultatu. Nie udało im się sforsować zamkniętych drzwi do przestrzeni pasażerskich i pokłady stały się dostępne dla ratowników dopiero po podniesieniu statku. Jeszcze tydzień od katastrofy nie odnaleziono dziesięciu ciał – prawdopodobnie porwał je nurt, więc Jangcy będzie przeszukiwana po ujście, położone tysiąc kilometrów poniżej miejsca wypadku.
To szósta katastrofa z udziałem dużego promu pasażerskiego od zatonięcia „Costa Concordii” u wybrzeży Włoch w styczniu 2012 r. (32 ofiary). Do pięciu poprzednich zdarzeń doszło w wyniku błędów załóg. We wszystkich przypadkach wśród uratowanych byli kapitanowie, z „Costa Concordii” i koreańskiego „Sewola” (kwiecień 2014 r., 295 ofiar) kapitanowie uciekali jako jedni z pierwszych. Eksperci widzą też pewną prawidłowość: promy pasażerskie zabudowane kilkoma pokładami kajut i tarasów mają wysoko umieszczony środek ciężkości, więc przy gwałtownych manewrach łatwiej się wywracają.