Słowo granica, zapisane w dokumentach krzyżackich z XIII w., to w języku niemieckim jedno z niewielu ewidentnych zapożyczeń z polskiego. Ponieważ nad dolną Wisłą nie było żadnych naturalnych grani na szczytach górskich, więc w szczerym polu trzeba się było umówić na linie graniczne ziem nadanych zakonowi. Każda była umowna i w wyniku głównie militarnej ekspansji jednej lub drugiej strony – nietrwała.
Jednak wbrew wojennej opowieści znakomitego historyka Zygmunta Wojciechowskiego o tysiącu lat zmagań polsko-niemieckich, również te umowne granice polsko-niemieckie, nieoparte na górskich szczytach i rzecznych porohach, bywały stabilne. Granica między Królestwem Polskim a Świętym Cesarstwem Rzymskim była niezmienna i najspokojniejsza w Europie od XIV do XVIII w.
Odwrotnie w XX w., gdy ta „płonąca” granica stała się najtrudniejszą granicą w Europie. Od jej naruszenia zaczęła się druga wojna światowa. I jej ostateczne uznanie było ćwierć wieku temu warunkiem zjednoczenia Niemiec i Europy.
Państwo sezonowe
Gdy w listopadzie 1918 r. powstawało nowe państwo polskie, nie miało żadnych naturalnych i etnicznych granic. A odwołania historyczne jak zwykle były sprzeczne i stronnicze. Poza tym sami Polacy nie byli między sobą zgodni, jakiego państwa chcą i w jakich granicach. Narodowego z jak najmniejszymi mniejszościami czy wieloetnicznego w konfederacji ze wschodnimi sąsiadami? Ostatecznie o przebiegu granicy z Niemcami zadecydowała siła karabinów i interesy mocarstw. Jedynie granica z Prusami Wschodnimi została wytyczona na podstawie przegranego zresztą przez Polskę plebiscytu.