I stało się. Na polskie granice z Niemcami i Litwą wróciły kontrole. Na razie wyrywkowo sprawdzane są busiki i auta z przyciemnianymi szybami. Korki tworzą się niewielkie. I bardziej powolutku jadą, niż stoją.
Widać, że hasło „Murem za polskim mundurem” obowiązuje tylko wtedy, kiedy rozkazy mundurowym wydają „nasi”. Słychać to także w deklaracjach polityków. Całość wygląda zresztą trochę na ustawkę.
To, co wyczynia prawica wokół problemu migracji, i to, co wyczynia się dziś na polsko-niemieckiej granicy, zapowiada długotrwałą awanturę. I, niestety, nie jest to tylko lokalna sprawa.
Dopóki się da i dopóki młodzi chłopcy od Bąkiewicza będą „chodzić do lasu” i bawić się w strażników, PiS i Konfederacja będą przeciągać linę i licytować na antyimigranckiej giełdzie.
Czy nowy rzecznik rządu ma szansę w konfrontacji z takimi przeciwnikami jak Krzysztof Stanowski i Dariusz Matecki? Z całym szacunkiem dla ministra Szłapki: nie zapowiada się tu wyrównana walka na medialnym ringu.
Były przewodniczący Stowarzyszenia Marsz Niepodległości, który później kandydował do parlamentu z list PiS, deklaruje się teraz jako samozwańczy obrońca Polaków przed falą imigrantów. Argumenty ma słabe, a metody działań co najmniej podejrzane.
Po prawej stronie podsycane są nastroje nie tylko ksenofobiczne, ale i jawnie rasistowskie.
Komisja Europejska wolałaby nie mieszać się w sprawy niemieckich kontroli granicznych. Rząd Donalda Tuska usiłuje wciągnąć unijne instytucje w spór z Niemcami o strefę Schengen. Ale Berlin raczej nie ustąpi.
Szczelności polskiej granicy na wschodzie pilnowała powołana sto lat temu jednostka policyjno-wojskowo-wywiadowcza: Korpus Ochrony Pogranicza.
Zanim powstaną wizje pól minowych po horyzont, trzeba przygotować ich prawne podłoże i określić granice, by być w gotowości do ich aktywowania w chwili nieodwracalnego zagrożenia.