Legendą tego lata będzie zapewne ta o publiczności uciekającej z koncertu Massive Attack na Open’erze, bo polityczny przekaz był zbyt dobitny. Opowieści, jak to część widowni czmychnęła spod sceny, żeby się napić piwa, i podkręcone nagłówki o tym, że „ludzie przyjechali się bawić, a zespół urządził im piekło”, robiły wrażenie. Co zrobiła grupa Massive Attack? Okazywała wsparcie Ukrainie i podawała na ekranie wstrząsające statystyki zabitych Palestyńczyków czy zbombardowanych szkół w Strefie Gazy. Ale jeśli sięgniemy pamięcią, siedem lat temu ten sam brytyjski zespół wyświetlał w Gdyni hasła „Kaczyński abdykuje za rok” (tu mocno przestrzelili) i „Unio Europejska, ratuj polskie sądy”, trudno było się więc nastawiać na bezrefleksyjną rozrywkę.
„Wolna Palestyna” i „śmierć IDF”
Z początkiem lata w naturalny sposób miejscem manifestacji poglądów zamiast ulicy stają się właśnie festiwale muzyczne. Ten sezon wydaje się jednak – stosownie do nagłówków gazet – gorętszy niż zwykle. Świadczy o tym kryminalne postępowanie toczące się w Wielkiej Brytanii przeciwko zespołom Bob Vylan (duet punkowo-rapowy, nie mylić z Bobem Dylanem) i Kneecap po ich występach na festiwalu Glastonbury. Ci pierwsi wołali o „wolną Palestynę” i „śmierć IDF” (IDF to prowadzące działania w Gazie Siły Obronne Izraela). Potem tłumaczyli, że chodziło tylko o demontaż agresji wojskowej, a w ich obronie stanęli m.in. członkowie Massive Attack. Z kolei członkowie Kneecap, grupy z Irlandii Północnej, do wsparcia dla Palestyny dorzucili jeszcze głośno to, co myślą na temat Keira Starmera, brytyjskiego premiera.
Starmer miał bowiem osobiście interweniować po występie Bob Vylan, strofując szefa BBC.