Świat

Watykanizacja islamu

Muzułmanie potrzebują szefa

Al-Azhar – kairska uczelnia religijna z tysiącletnią tradycją. Kształci 400 tys. przyszłych imamów z całego świata. Al-Azhar – kairska uczelnia religijna z tysiącletnią tradycją. Kształci 400 tys. przyszłych imamów z całego świata. Asmaa Waguih/Reuters / Forum
Co by się stało, gdyby anarchiczny ze swej natury islam wcisnąć w tryby oficjalnej hierarchii? Kilka państw już spróbowało.
Przez ostatnie półwiecze Al-Azhar wydawał fatwy na zawołanie władzy.Francesco Gasparetti/Wikipedia Przez ostatnie półwiecze Al-Azhar wydawał fatwy na zawołanie władzy.

Piątkowe kazanie – chutba – w każdym z ponad 80 tys. meczetów w Egipcie brzmi tak samo. W ostatniej chutbie przed wyborami do parlamentu imamowie przekonywali, dlaczego trzeba głosować: bo potwierdza się „lojalność dla ojczyzny, pokojowe współistnienie z rodakami i uczestniczy w budowie państwa”. Wielki mufti nazwał uchylających się od głosowania grzesznikami. Jak co tydzień temat kazania ministerstwo ds. religijnych opublikowało w internecie już w środę. Każdy imam co piątek musi mówić to, co wcześniej nakaże minister. Krążą pogłoski, że tajniacy chodzą po meczetach i sprawdzają kazania.

Skąd ten nakaz? Od prawie stulecia władze państwowe boją się anarchoislamu – niekontrolowanych wykładni Koranu, garażowych meczetów, spotkań po domach – i próbują watykanizować religię, wprowadzać religijny posłuch, którego doktrynalnie w islamie nie ma.

Ze swej natury islam nie dopuszcza istnienia hierarchii duchownych ani żadnych pośredników między człowiekiem a Bogiem. Kolejni kalifowie byli po prostu następcami po Mahomecie jako przewodnicy wspólnoty, ale nie dzierżyli władzy religijnej jak papieże. W islamie każdy ma taki sam dostęp do niebios: czy to uczony w świętych tekstach alim, czy niepiśmienny fellah. W praktyce ta egalitarna teologia prowadzi do anarchii. Nie ma bowiem instytucji, która mogłaby ponad miliardowi muzułmanów coś nakazać.

Z tej anarchii wyrósł dżihadyzm – grupa odszczepieńców od głównego nurtu islamu sunnickiego, która sama sobie zaczęła interpretować religię. Ich zdaniem sekularni przywódcy państw arabskich, zepsuci przez Zachód, nie są prawdziwymi muzułmanami, deprawują społeczeństwo, więc zasługują na śmierć. Nie było takiej siły, żeby im wywrotowej wykładni zakazać, ani papieża, żeby ich ekskomunikować. Co najwyżej można było wysłać ich na szafot. Saida Kutba, ojca dżihadyzmu, Naser powiesił w 1966 r. Kutb chciał zlikwidować wszelką władzę – świecką i duchową – bo każdy pośrednik między człowiekiem a Bogiem jest grzesznikiem.

Skorumpowane, niedemokratyczne i świeckie władze państw arabskich ten anarchoislam na swoim terytorium starają się kontrolować przez kooptację religijnych struktur. Brytyjski politolog Ernest Gellner nazwał ten stan „teoretycznym brakiem kleru”. W praktyce – twierdził – istnieje oficjalny „wysoki islam” uczonych w piśmie, czyli ulemów, autorytetów religijnych, i „niski islam” ludu. To rozróżnienie widać też w katolicyzmie – episkopat na górze to jedno, a poszczególne parafie na dole – drugie.

Kair jak Watykan

W islamie w obu tych religijnych porządkach – wyższym i niższym – wbrew doktrynie powstały instytucje. Najstarsza z nich i najbliższa pozycji Watykanu to Al-Azhar – kairska uczelnia religijna z tysiącletnią tradycją, kształcąca 400 tys. przyszłych imamów z całego świata. Większość muzułmanów uznaje decyzje prawne (fatwę) Wielkiego Imama Al-Azharu – mianowanego dożywotnio prawie papieża – za obowiązującą wykładnię.

Wbrew doktrynie ambona daje władzę. Ludzie sądzą, że wszystko, co z niej wypowiedziane, musi pochodzić z wnętrza religii – twierdzi obecny Wielki Imam Al-Azharu Ahmad at-Tajjib. Ten niby-papież islamu zrobił doktorat z filozofii muzułmańskiej na paryskiej Sorbonie, wstąpił do reżimowej partii obalonego w 2011 r. prezydenta Hosniego Mubaraka, który osobiście mianował go wielkim imamem.

Przez wieki władza świecka, najczęściej wojskowa, działała w pełnej komitywie z Al-Azharem w promowaniu ortodoksji. Po podboju Egiptu Napoleon na najbliższych doradców wziął ulemów, doceniając ich społeczny potencjał. Francuz mówił: Wolę ulemów, bo są naturalnymi przywódcami, mają łagodne maniery i potrafią interpretować Koran. Jak pisze amerykańska iranistka Nikki Kieddie, ulemowie dokonali niemożliwego: „Nauczyli muzułmanów poddaństwa wobec najbardziej niesprawiedliwych władców i przekonali ich, że hierarchiczny porządek społeczny jest naturalny i dobry”. Im mocniejsze było państwo, tym skuteczniej podporządkowało sobie religijną strukturę.

Żeby osłabić Al-Azhar i ostatecznie zmonopolizować rząd dusz, gen. Gamal Abdel Naser w 1961 r. utworzył konkurencyjny wobec uczelni dodatkowy urząd Wielkiego Muftiego Egiptu, który miał wydawać religijne wyroki, czyli fatwy. Odtąd oba ośrodki mają podobne prerogatywy, a kontroluje je ministerstwo ds. religijnych, dając lub zabierając fundusze. Egipski model trzech hamujących się instytucji religii – Al-Azharu, Wielkiego Muftiego i ministerstwa ds. religijnych – skopiowali władcy innych arabskich państw.

Władza potrzebuje religijnej struktury nie tylko do kontroli meczetów i radykałów, ale też do legitymizacji niepopularnych decyzji. Przez ostatnie półwiecze Al-Azhar wydawał fatwy na zawołanie władzy. Wersetami z Koranu uzasadniał przyłączenie się Egiptu do wojny z Irakiem w 1990 r., pokój z Izraelem w 1979 r., a nawet pożyczkę od Międzynarodowego Funduszu Walutowego w 2012 r. W tym ostatnim przypadku władze potrzebowały od ulemów potwierdzenia, że takiej pożyczki nie można uznać za lichwę.

Służąc za listki figowe dla władzy, instytucje islamu się skompromitowały. – Najpierw twierdzili, że socjalizm jest dobry. Teraz orzekają, że socjalizm jest zły, a kapitalizm dobry. To jak ludzie mają im ufać? – tłumaczy ekspert ds. religijnych Ahmad Ban. Wysoki islam traci też społeczne wyczucie. Kiedy Egipcjanie obalali Mubaraka, Al-Azhar niezdarnie nakłaniał demonstrantów, żeby się rozeszli do domów.

Ten niby-Watykan islamu co prawda promuje umiarkowaną wykładnię samej religii, ale wyrasta na bastion konserwatyzmu i kolaboracji z każdą władzą. Biuro muftiego działa jak wywiad: monitoruje nieoficjalne fatwy w internecie i przekazuje informacje służbom bezpieczeństwa. Zajmuje się też prewencją: tworzy swój kanał na YouTube, żeby przyciągać młodych, i obwoźne punkty wydawania fatw, żeby dotrzeć na wieś. Wspólnie obie instytucje cenzurują dzieła kultury. Zakazują filmów z seksem i sztuk teatralnych z wizerunkiem Mahometa.

O ile jednak Al-Azhar z milenijną tradycją jeszcze utrzymuje jakiś prestiż, o tyle w stopniu państwowego lojalizmu ministerstwo spraw religijnych przypomina policję. Nie tylko nakazuje temat piątkowych kazań i finansowo kontroluje ponad 80 tys. meczetów w kraju, ale wydaje też licencje na wygłaszanie kazań. Do ludzi mówić mogą tylko imamowie po Al-Azharze albo chutaba, czyli kaznodzieje bez dyplomu uniwersyteckiego.

Wielki brat przemówił – śmieje się Ahmad, student architektury w Kairze, jak tylko imam zaczyna kazanie. – Kiedyś zostawaliśmy po modlitwie na pogadanki piątkowe z duchowym przewodnikiem, ale od dwóch lat już nie można. Zabronili.

Więcej Rydzyków niż Lemańskich

Wysoki oficjalny islam ma trzymać w ryzach ten niski, ludowy – czyli niepokornych kaznodziei spoza mainstreamu, którzy sieją wywrotowe teorie. To się nigdy do końca nie udaje. Wywrotowcy są dwojakiego rodzaju: liberalni, jak u nas ks. Lemański, i skrajnie konserwatywni, jak ks. Rydzyk. Dopóki publicznie nie propagują swoich teorii i nie ciągną za sobą mas, dopóty wysoki islam mainstreamu ich toleruje.

Salaficka organizacja Gamaijja Szaraijja – w kwestiach obyczajowych ekstremalnie konserwatywna – od ponad stu lat prowadzi 6 tys. meczetów, szpitali i szkół w Egipcie. Mimo że ideologicznie Gamaijję od dżihadystów odróżnia tylko brak zaangażowania w politykę, każdy kolejny prezydent podpisuje z nią oficjalne porozumienie o wzajemnej nieinterwencji. Paktowanie z radykałami opłaca się bardziej niż walka z nimi. A salafici – Rydzykowie islamu – idą na ugodę, bo za wszelką cenę chcą ochronić organizację przed siłami modernizmu i sekularyzmu.

Konserwatywne skrajności wygrywają z religijnym liberalizmem. Lemańscy islamu – jak Ali Abd ar-Razik i Taha Husajn – stracili urzędy za reformatorskie pomysły. W książce „Islam i podstawy władzy” z 1925 r. Razik argumentował, że islam nie może się wtrącać do polityki, bo nie ma w Koranie takich regulacji. Al-Azhar pozbawił go za to tytułu sędziego i wyrzucił z uczelni. Taha Husajn, wybitny pisarz egipski, w książce o poezji przedislamskiej podał w wątpliwość Koran jako historyczne źródło. Al-Azhar, jego alma mater oskarżyła go za to o obrazę religii, książka została zakazana, a Husajn stracił posadę na Uniwersytecie Kairskim.

Wreszcie najjaskrawszy przypadek Faraga Fudy, publicysty piszącego na tematy religijne. Fuda wyśmiewał w felietonach debaty ulemów na temat trwałości erekcji w życiu pośmiertnym albo zakazy spożywania bakłażanów i dyń, bo za bardzo przypominają organy płciowe. Tuż przed śmiercią pisał: „Świat wokół nas zajmuje się inżynierią genetyczną i komputerami”, a ulemowie „obsesyjnie pasjonują się seksem”. Fudę w 1992 r. dżihadyści zastrzelili na ulicy, a Al-Azhar kilka dni wcześniej uznał go za wroga islamu.

Jak i w katolicyzmie, muzułmańskim instytucjom religijnym bliżej jest do skrajności konserwatywnych. Tradycja przynajmniej utwierdza konieczność religii, a myślenie krytyczne może rozmyć sens istnienia tych instytucji. Oficjalny islam promuje rygoryzm i skostnienie także dlatego, że tworzą go pogrążeni w przeszłości nieświatli ludzie.

Wiejscy chłopcy nie świecą

Gdyby muzułmański episkopat składał się z oświeconych bogobojnych inteligentów, może cieszyłby się większym prestiżem. Ale w większości na ulemów kształcą się chłopskie dzieci. Tradycyjnie do koranicznej podstawówki w wiejskiej rodzinie szły trzy kategorie chłopców: najzdolniejszy (bo został przeznaczony do wyższych celów), najsłabszy (bo nie mógł pracować na roli) i niewidomy. Z czasem rosnące państwo dawało najzdolniejszym lepsze możliwości społecznego awansu niż meczet, więc na ulemów szli najsłabsi i niewidomi. Nie ułomność jednak ważyła na zdolnościach intelektualnych, ale ciasnota horyzontów, od dziecka utrwalona szczególnym sposobem kształcenia.

Żeby dziecko zostało imamem, trzeba za nie o tym zdecydować już w wieku pięciu lat i wybrać religijny pion egipskiej edukacji, nadzorowany przez Al-Azhar. Uczy się w nim prawie dwa miliony chłopców i dziewcząt. Nauka polega na zapamiętywaniu Koranu, recytowaniu, śpiewaniu, a na uniwersytecie – na czytaniu tekstów religijnych mających niewiele wspólnego ze współczesnością.

W rezultacie rodzice z większymi aspiracjami nie posyłają dzieci do słabej jakości szkół religijnych. Idą tam te z biednych, czyli często też konserwatywnych, środowisk, dla których jest to jedyna droga społecznego awansu. Wykształcony tak alim może imponować recytacją całych koranicznych sur, znajomością średniowiecznych szkół prawnych, ale nie zrozumieniem problemów dzisiejszego świata.

Wierzącemu, inteligentnemu i wykształconemu muzułmaninowi trudno poddać się autorytetowi imama z ciasnym światopoglądem, wydającego jaskrawo prorządowe decyzje religijne. Skoro więc islam nie nakazuje posłuszeństwa dyskusyjnemu autorytetowi, samodzielnie myślący muzułmanie sami zabrali się za czytanie i interpretowanie pisma. Ta samodzielność zaś jako zasada daje pole do popisu wolnomyślicielom. I oczywiście dżihadystom.

Non habemus papam

W świecie islamu od egipskiego modelu istnieją dwa wyjątki: Iran i Turcja. W Islamskiej Republice Iranu struktura religii jest wprost tożsama z władzą polityczną. Szyicki islam, jak katolicyzm, ma hierarchię. Religijna opinia szyickiego niby-papieża – ajatollaha Alego Chameneiego – obowiązuje wszystkich szyitów. Stoi on też ponad prezydentem i państwem – jednoosobowo podejmuje najważniejsze decyzje polityczne.

W modelu tureckim odwrotnie – państwo religię zmarginalizowało. Kemal Atatürk w 1924 r. zlikwidował kalifat: wsadził kalifa do pociągu do Szwajcarii i upaństwowił meczet – zamknął religijne szkoły, z imamów zrobił urzędników, zakazał publicznie używać religijnych symboli, a Koran przetłumaczył na turecki. Mówił, że trzeba Turków uczyć religii po turecku, bo praktykowali ją przez wieki, nic z niej nie rozumiejąc. Rozprawiając się z religijnymi strukturami i uprzedzając gniew ludu, sam posłużył się doktryną o braku pośrednika między człowiekiem a Bogiem. Tyle że ta przymusowa marginalizacja religii też nie daje dobrych rezultatów. Zawsze może pojawić się partia – jak rządząca dziś AKP – która politycznie rozegra religię i trwale podzieli społeczeństwo.

Większość państw muzułmańskich ciągle stosuje model egipski – organicznej i obopólnie korzystnej kolaboracji ulemów z politykami. Nadal jednak nie ma panmuzułmańskiego rozjemcy. Wielki mufti Turcji może krytykować saudyjskiego odpowiednika za „odwrotną do nauki islamu” fatwę wzywającą do zniszczenia kościołów w Zatoce Perskiej. Sprzeczne fatwy ulemów są na porządku dziennym.

Wszystkie trzy modele funkcjonowania religijnej struktury w państwie mają jakiś defekt. Watykanizacja religii – wtłoczenie jej w instytucjonalne ramy z hierarchią na wzór katolicyzmu – historycznie przebiegła źle i kto wie, czy zamiast osłabiać dziś ekstremizm, go nie nakręca.

Bo po pierwsze, zorganizowany islam ma poważne kłopoty kadrowe. Jeśli oficjalni ulemowie nie grzeszą światłością i mają słabą moc przyciągania, wiernych uwiedzie ktoś inny. Po drugie, instytucje religijne nie istnieją bez państwa. Jeśli legitymizują opresyjny system, delegitymizują się same.

I wreszcie, czy na pewno dobre byłoby poddanie setek milionów ludzi opinii jednej osoby? A co, jeśli wezwie ona do dżihadu czy krucjaty? Czy wszyscy katolicy słuchają papieża, czy może czasem okazuje się, że nie jest on ekspertem w kwestiach migracji, psychologii, genetyki, więc naturalnie może się i mylić. Każdy może się mylić – to przecież podstawa krytycznego myślenia. Muzułmańska koncepcja braku pośrednika między człowiekiem a Bogiem krytycznej myśli daje pełną swobodę. I daje ją każdemu, również rasistom i ksenofobom.

Autorka jest analitykiem Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.

Polityka 50.2015 (3039) z dnia 08.12.2015; Świat; s. 50
Oryginalny tytuł tekstu: "Watykanizacja islamu"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną