W drugiej decydującej turze wyborów regionalnych (samorządowych) we Francji wyborcy stanęli murem przeciw Frontowi Narodowemu i choć ta skrajnie prawicowa formacja aż w 6 regionach (na 13) prowadziła po pierwszej turze, to nie zdobyła dla siebie większości w żadnym regionie.
Ani przywódczyni Frontu Marine Le Pen na północy kraju, ani jej siostrzenica Marion Maréchal-Le Pen na Lazurowym Wybrzeżu nie zdobyła przewodnictwa w Radzie Regionalnej.Niemniej, Front Narodowy ma powody do zadowolenia – uzyskał 6,82 mln głosów, najwięcej w dotychczasowej historii.
W ciągu pięciu ostatnich lat Front potroił liczbę swoich radnych regionalnych – ze 118 do 358. Umacnia się wśród jego wyborców poczucie jedności i oblężonej twierdzy. Jeden z merów gminy na północy kraju w komentarzu dla prasy powiedział, że wszyscy byli przeciw Frontowi: „W wyborach wzięły górę kłamstwa i kalumnie. Mamy przeciwko sobie cały system mediów, wielkich tego świata i wszystkich mędrków”. Taki populistyczny język podoba się coraz większej liczbie wyborców.
Francja racjonalna, wierna swoim liberalnym tradycjom – wygrała, ale jak powiedział szef Partii Socjalistycznej Jean-Christophe Cambadélis, to zwycięstwo bez radości. Odniósł to co prawda tylko do socjalistów, lecz można to powiedzieć o całym kraju.
Socjaliści ratują twarz, bo rządzą w 5 regionach. Zachowali się – jak to się mówi we Francji – „po republikańsku”, przedkładając interesy kraju nad interesy partyjne. W dwóch okręgach – Nord-Pas-de-Calais-Pikardia oraz Prowansja-Alpy-Lazurowe Wybrzeże – w ogóle wycofali swoich kandydatów z drugiej tury i głosowali na prawicę.