Lepszy sort migrantów
Życie ekspata, czyli dokąd wyjeżdżają Europejczycy za pracą
Definicja obu określeń jest taka sama. Słowniki podają, że migrant i ekspatriant to osoba, która opuściła ojczyznę dobrowolnie lub pod przymusem w celu osiedlenia się w innym kraju tymczasowo lub na stałe. Także motywacje się zgadzają: chodzi o lepszą jakość życia, lepiej płatną pracę, edukację dzieci. Liczy się polityczna stabilność kraju docelowego, dobra opieka medyczna, perspektywy rozwoju, zasiłki, także kultura i przyroda.
W praktyce jednak słowo „migrant” opisuje kogoś, kto pochodzi spoza Europy (ewentualnie z jej rubieży), ma inny kolor skóry, często przybywa nielegalnie, obciąża system społeczny, zabiera miejsca pracy, rozprzestrzenia obce, odbierane jako niebezpieczne, zwyczaje i wierzenia. Stereotypowy migrant oznacza kłopoty. Natomiast ekspata (potoczny skrót od ekspatrianta, który wywodzi się z łacińskiego ex patria – poza ojczyzną) to termin nobilitujący, właściwie zarezerwowany dla kasty specjalistów i profesjonalistów – białoskórych Europejczyków i Amerykanów, a de facto określający coraz potężniejszą grupę migrantów ekonomicznych.
W codziennej europejskiej praktyce termin ten nie obejmuje np. chińskich menedżerów pracujących w Afryce czy Holandii, filipińskich niań opiekujących się małymi Singapurczykami, bengalskich budowlańców stawiających wieżowce w Emiratach ani nawet polskich hydraulików na Wyspach. A powinien. Niedawno protestowały przeciwko temu rozgraniczeniu takie tytuły jak „Guardian” i „Wall Street Journal”, zwracając uwagę na nieuczciwą kategoryzację, motywowaną różnicami klasowymi i rasowymi. Pochodząca z Afryki autorka felietonu w brytyjskim dzienniku pisała: „Większość białych ludzi zaprzecza, że wciąż korzysta z przywilejów rasistowskiego systemu. Jeśli pracują w Afryce, powinni być nazywani imigrantami, jak cała reszta”.