Jednych znał wcześniej, innych nie, ale tak naprawdę, to jakby ich znał. – Bo ja sam byłem tam, gdzie oni byli – Curre Cederstöm ma mocne spojrzenie i niespokojne dłonie. Bawi się paczką papierosów. W małej kanciapie powietrze jest gęste, a korkowa tablica wygląda jak patchwork, barwne ulotki radzą i przestrzegają: HIV, żółtaczka typu C, adresy poradni dla uzależnionych. Biurka nie ma, jest za to stół zarzucony papierami, wokół niego kilka osób. Komputer też tylko jeden, ale to nie problem, bo i tak mało kto tu umie z niego korzystać. Curre jest nie tylko szefem. Dla niektórych swoich pracowników jest też kuratorem sądowym. Byli złodzieje pomagają w przeprowadzkach, firma nazywa się Trefny Towar.
Życiorys szefa – imponujący. Profil zawodowy: fałszerstwa i kradzieże dzieł sztuki. Staż: 35 lat. Wykształcenie: technikum poligraficzne. Kompetencje: mistrzowskie opanowanie warsztatu. – Wszystko mogę napisać, i lewą, i prawą ręką! Sfałszowanie czeku, ręcznie, ołówkiem, zajmowało mi kwadrans.
Przechodzący obok kolega, kiedyś wspólnik w kradzieżach, woła: – Najlepszy był, najlepszy ze wszystkich!
Curre kiwa głową, ani dumny, ani zawstydzony. Mówi szybko, chodzi szybko i szybko przeskakuje z tematu na temat. Chaotycznie, intensywnie, nerwowo. Opowiada o ostatnim włamie, 14 lat temu: – To był piękny dom! Willa miliardera, rekina finansowego, brata byłego ministra. Czego on nie miał! Był nawet jeden Rembrandt! Wyniosłem trafów za 30 mln koron.
Mógł dostać sześć lat, ale pokajał się, przeprosił, wysłali go na dwa lata próby do Drugiej Szansy. – Taka organizacja z hasłem: kryminaliści wracają do społeczeństwa, te rzeczy.