Świat

Hochsztapler

Jak radzi sobie w interesach deweloper i hotelarz Donald Trump

Nowojorski deweloper-celebryta jest mistrzem autoreklamy i to głównie dzięki niej zagościł w zbiorowej wyobraźni Amerykanów, którzy ponad miarę rozdmuchali jego osiągnięcia. Nowojorski deweloper-celebryta jest mistrzem autoreklamy i to głównie dzięki niej zagościł w zbiorowej wyobraźni Amerykanów, którzy ponad miarę rozdmuchali jego osiągnięcia. Jim Sulley/AP / Fotolink
Zwolennicy Donalda Trumpa wierzą, że będzie on zarządzał krajem tak sprawnie, jak swoimi biznesami. Czyżby aż tak źle życzyli Ameryce?
Donald Trump na jednym ze swoich wieców. Tu w South Point Arena w Las Vegas. Luty 2016 r.Gage Skidmore/Wikipedia Donald Trump na jednym ze swoich wieców. Tu w South Point Arena w Las Vegas. Luty 2016 r.

Silny człowiek, mający w nosie polityczną poprawność – tak widzą zmierzającego jak czołg do republikańskiej nominacji prezydenckiej Donalda Trumpa jego sympatycy. Ma „przywrócić wielkość Ameryce”, bo przecież w przeciwieństwie do zawodowych polityków, tych idiotów i nieudaczników, jak ich nazywa, deweloperski magnat naprawdę coś osiągnął – zbudował imperium.

Nazwisko Trumpa znają wszyscy, widnieje na setkach biurowców, hoteli, kasyn i pól golfowych, więc ich właściciel musi być królem przedsiębiorczości, największym kapitalistą USA. Miliarder daje do zrozumienia, że skoro odniósł taki sukces w biznesie, okaże się też wybitnym prezydentem. W państwie będzie jak w „The Aprentice”, telewizyjnym reality show Trumpa, gdzie wszystko ma chodzić jak w zegarku, bo bezwzględny szef zwalnia leni i matołów. Rządzenie krajem przypomina wszak kierowanie firmą, co Donald opanował do perfekcji. Jego fani w to wierzą. Tymczasem biznesowy geniusz Trumpa to w znacznej mierze mit.

Dziedzic sukcesu

Nowojorski deweloper-celebryta jest mistrzem autoreklamy i to głównie dzięki niej zagościł w zbiorowej wyobraźni Amerykanów, którzy ponad miarę rozdmuchali jego osiągnięcia. A nie wiadomo nawet, jaki jest jego majątek. On sam podaje zwykle liczby oscylujące wokół 10 mld dol. Ale już magazyn „Forbes” szacuje jego aktywa na 4,3 mld, a Timothy O’Brian w książce „TrumpNation” przekonuje nawet, że po odliczeniu niejasnych interesów majątek polityka nie przekracza 250 mln dol.

Entuzjaści lidera prezydenckiego wyścigu chcą w nim widzieć amerykańskiego self-made mana, który nie zaczynał wprawdzie od zera, ale wielokrotnie pomnożył rodzinny majątek. Tyle tylko, że majątek ten był ogromny, a Donald pomnożył go nie bardziej, niż urosły inne fortuny w USA. Jego ojciec Fred Trump, który dorobił się na inwestycjach mieszkaniowych w Nowym Jorku, postawił go na czele firmy, gdy syn miał 28 lat, a wartość przedsiębiorstwa wyceniano na 200 mln dol. – co wtedy (w latach 70.) plasowało ją w czołówce korporacji w kraju. Trump junior odziedziczył nie tylko pieniądze, ale też wiarygodność kredytową i znajomości taty. Rozbudował przedsiębiorstwo, pomnożył jego aktywa, ale obliczono, że gdyby wspomniane 200 mln zainwestował bezpiecznie na giełdzie, zarobiłby dużo więcej, niż wynosi wartość jego obecnego majątku.

Trump zaczął od skupowania za pożyczone pieniądze nieruchomości na Manhattanie, stosunkowo niedrogich pod koniec lat 70., po głębokim kryzysie w Nowym Jorku. Pierwszym „odbiciem” była renowacja opuszczonego hotelu koło dworca Grand Central, dziś własności korporacji Hyatt, chociaż pomogła wtedy Donaldowi ulga podatkowa przyznana mu na ten cel przez burmistrza Nowego Jorku, przyjaciela ojca. Idąc za ciosem, zbudował wieżowiec Trump Tower przy 5. Alei, biurowiec Trump World Tower przy United Nations Plaza, potem kolejne budynki w Chicago i innych miastach, prywatny klub w Palm Beach na Florydzie i pola golfowe z osiedlami na Wschodnim Wybrzeżu i w Kalifornii.

Później jednak zaczęły się kłopoty – następne inwestycje, głównie w kasyna, wpędziły dewelopera w długi. W 1991 r. kasyno Trump Taj Mahal w Atlantic City w stanie New Jersey ogłosiło niewypłacalność. Donald musiał sprzedać swój jacht i połowę osobistych udziałów w domu gier, by na mocy orzeczenia sądu upadłościowego zachować kontrolę nad firmą.

Sytuacja powtórzyła się w latach 1992, 2004 i 2009, kiedy Trump ogłosił bankructwo innych kasyn w Atlantic City i kasyna na statku rzecznym w Indianie. Równie pechowy okazał się nabytek słynnego hotelu Plaza w Nowym Jorku, który po czterech latach przyniósł mu 550 mln dol. strat. We wszystkich tych wypadkach nie doszło do likwidacji firm, tylko do bankructwa naprawczego, czyli kontynuacji ich działalności pod kuratelą sądową zapewniającą ochronę przed wierzycielami.

„Gwałciciele” na budowie

Kiedy republikańscy rywale przypominają mu bankructwa, Trump odpowiada, że potknięcia takie zdarzają się wszystkim znanym biznesmenom. Czyżby? W ciągu ostatnich 30 lat niewypłacalność ogłosiło tylko niecałe 20 proc. publicznych spółek akcyjnych o aktywach ponad miliard dolarów. W branży hazardowej zaś konkurenci Trumpa notują dużo lepsze rezultaty niż on. Król kasyn z Las Vegas Sheldon Adelson – czołowy sponsor ultraprawicowych kandydatów w wyborach – dzięki inwestycjom w światowej stolicy hazardu Makao dorobił się majątku wycenianego na 26 mld dol.

Trump również usiłuje globalizować swoje imperium, ale nie bardzo mu się to udaje – 91 proc. jego majątku to wciąż aktywa w USA. Niezbyt też wychodzą mu próby dywersyfikacji. W 1988 r. zakupił linie lotnicze Eastern Air Shuttle, obsługujące połączenia między Waszyngtonem, Nowym Jorkiem i Bostonem. W przejętych od przewoźnika Boeingach 727 zainstalował w toaletach pozłacane armatury, ale nie podniosło to sprzedaży biletów i linie zaczęły przynosić straty, pogłębione podwyżką cen paliwa przed wojną nad Zatoką Perską. W 1992 r. Trump sprzedał je i dziś w książkach o swych biznesowych peregrynacjach woli o tej porażce nie wspominać.

W latach 80. Trump został właścicielem drużyny futbolowej New Jersey Generals, należącej do raczkującej dopiero Ligi Futbolu USA (USFL), która aby uniknąć konkurencji potężnej National Football League, rozgrywała mecze wiosną, gdy kluby NFL po styczniowym finale (Superbowl) mają przerwę. Miliarder liczył, że USFL połączy się z NFL i jego team poprawi swoje wyniki. Tak się jednak nie stało, Generals źle się spisywali, a liga USFL zbankrutowała. Trump sprzedał drużynę, czym umocnił reputację przedsiębiorcy, któremu powodzi się tylko w nieruchomościach.

Niektóre przedsięwzięcia wpędziły ich autora w prawne tarapaty. Pod koniec lutego sąd najwyższy stanu Nowy Jork dał zielone światło dla pozwu wniesionego przez tysiące studentów tzw. Trump University, którzy oskarżają dewelopera o oszustwo, żądając milionowych odszkodowań. „Uniwersytet” nie był żadną uczelnią, lecz zorganizowaną w 2004 r. w jednym z hoteli serią warsztatów motywacyjnych i kursów na temat inwestycji w nieruchomości. Ich uczestnicy zapłacili po kilka tysięcy dolarów za trzydniowe zajęcia, a niektórzy nawet po 35 tys. dol. za większy pakiet. Liczyli, że sam guru będzie ich motywował, ale Trump pojawił się w hotelu tylko w postaci swej wyciętej z tektury sylwetki, z którą mogli sobie zrobić fotkę.

Pozew studentów to zresztą nie pierwsze kłopoty Trumpa z sądami. Ubiegający się o prezydenturę biznesmen, który walkę z nielegalną imigracją uczynił lejtmotywem swej kampanii, w latach 80. zatrudniał przy budowie Trump Tower pracujących na czarno robotników z Polski. 200 Polaków wynajętych przez firmę Kaszycki&Sons rozbierało budynek stojący na działce zakupionej pod budowę wieżowca. Trump tłumaczył się, że o zatrudnieniu nielegalnych dowiedział się po rozbiórce, ale udowodniono mu, że kłamał. Polacy pracowali bez kasków, za minimalne stawki, bez świadczeń socjalnych, a czasem wcale im nie płacono. Lokalny oddział związku budowlańców oskarżył Trumpa w sądzie o pozbawianie pracy Amerykanów, którym trzeba by płacić dużo więcej. Spór zakończył się ugodą pozasądową; wspominając go, miliarder mówi, że „były to inne czasy”.

Nie zaprzestał jednak korzystania z nielegalnych pracowników. Jak podał w ub. roku „Washington Post”, na budowie luksusowego hotelu w Waszyngtonie zatrudnił co najmniej kilkunastu robotników z Ameryki Łacińskiej – skąd, jak sam powiedział w kampanii prezydenckiej, przybywają do USA głównie „gwałciciele i narkomani”. Jego adwokaci twierdzą, że Latynosów wynajął podwykonawca bez wiedzy Trumpa, ale nikt w to nie wierzy, gdyż magnat słynie z osobistego doglądania swoich placów budowy. Ostatnio zaś „New York Times” opisał, jak w ekskluzywnym klubie Mar-a-Lago w Palm Beach na Florydzie nowojorski deweloper zatrudnia pracowników z Rumunii. Tym razem legalnie, ale po odrzuceniu podań Amerykanów.

Znajomy „Grubasa”

Były kandydat prezydencki Mitt Romney wezwał Trumpa do ujawnienia zeznań podatkowych, sugerując, że coś w nich się nie zgadza. Niektórzy przypuszczają, że miliarder woli ich nie ujawniać, gdyż dokumenty pokazałyby, że jego dochody są znacznie niższe niż te, jakimi się chełpi. Republikański establishment ma jednak nadzieję, że wpadnie w ten sposób na trop szemranych interesów Donalda. Jak ustalił śledczy reporter David Cay Johnston, przez kilka lat Trump nie płacił żadnych podatków federalnych. Przypomina on też inne epizody w karierze Donalda wskazujące, że wdawał się w interesy z typami spod ciemnej gwiazdy.

Wykonawcą Trump Tower i Trump Plaza była firma budowlana S&A Concrete, będąca własnością mafiosów: Tony’ego „Grubasa” Salerno, bossa rodziny Genovese, i Paula Castellano, szefa gangu Gambino. Branża budowlana w Nowym Jorku przez wiele lat była domeną mafii, więc i inni deweloperzy mogli skrycie wchodzić w podobne układy. Ale Trump robił także interesy z karanym handlarzem narkotyków Josephem Weichselbaumem, który po odsiedzeniu wyroku mieszkał w jego wieżowcu przy 5. Alei.

Jak na biznesmena z takim „doświadczeniem” Trump niewiele mówi, jakie ma pomysły na amerykańską gospodarkę. Domaga się przywrócenia równowagi w wymianie z Chinami, które manipulując kursem juana, zalewają USA tanimi towarami i blokują dostęp do swojego rynku towarom amerykańskim. Zapowiadane przez niego podnoszenie ceł na chiński import grozi jednak wojną handlową ze wschodzącym supermocarstwem, nie mówiąc o kosztach dla amerykańskich konsumentów. W sprawie podatków Trump proponuje mniej więcej to samo co inni republikanie – znaczną obniżkę dla korporacji, zniesienie podatków od spadków itp. – choć także eliminację niektórych ulg i upustów, z których korzystają bogacze.

Problem w tym, że proponowane cięcia będą kosztować budżet od 10 do 15 bln dol. w ciągu 10 lat. Trump obiecuje jego zrównoważenie, co byłoby możliwe tylko w połączeniu z ogromną redukcją wydatków, a na ten temat kandydat milczy, jednocześnie też obiecuje rozbudowę armii. Szczęście w nieszczęściu Ameryki polega jednak na tym, że nawet gdyby Trump został prezydentem, to Stany Zjednoczone – w odróżnieniu od wielu jego firm – nie mogą zbankrutować. Zawsze to jakaś pociecha.

Polityka 11.2016 (3050) z dnia 08.03.2016; Świat; s. 54
Oryginalny tytuł tekstu: "Hochsztapler"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kultura

Kasowy horror, czyli kulisy kontroli u filmowców. „Polityka” ujawnia skalę nadużyć

Wyniki kontroli w Stowarzyszeniu Filmowców Polskich, do których dotarliśmy, oraz kulisy ostatnich wydarzeń w PISF układają się w dramat o filmowym rozmachu.

Violetta Krasnowska
12.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną