Dwudniowy szczyt przywódców państw Unii Europejskiej i Turcji przyniósł następujące rozstrzygnięcie: od północy z niedzieli na poniedziałek będzie można odsyłać wszystkich tych, którzy nielegalnie przedostaną się z Turcji na greckie wyspy. Wszystkich bez wyjątku, w tym obywateli syryjskich uciekających przed wojną. W zamian za każdego Syryjczyka przekazanego z powrotem na turecki brzeg Unia Europejska przyjmie jednego Syryjczyka zarejestrowanego w Turcji.
Europejscy liderzy zapewniają, że ten techniczny zabieg jest zgodny z prawem międzynawowym i unijnym, ma szczerze pomóc uchodźcom, bo ma prowadzić do opanowania tzw. nieregularnej migracji przez Morze Egejskie. W zeszłym roku przez Grecję przepłynęło i przeszło 850 tys. z ponad w sumie miliona osób „nieregularnie” szukających lepszego życia w Europie.
Ostro negocjująca Turcja przyjęła powyższe warunki w zamian za dodatkowe 3 mld euro (dodanych do 3 mld przyrzeczonych w zeszłym roku) na programy wspierania 2,7 mln syryjskich uchodźców przebywających na tureckim terytorium. Unia zgodziła się też na otwarcie kolejnego rozdziału negocjacji akcesyjnych (rozdziału tego nie blokuje skonfliktowany z Turcją będący w Unii Cypr). Wreszcie obywatele Turcji mieliby dostać prawo bezwizowego wjazdu do krajów strefy Schengen. To pod warunkiem, że rząd w Ankarze wcześniej wypełni warunki z długiej, 72-punktowej listy.
Nowe zabiegi mają zachęcać Syryjczyków do pozostawania w obozach w Turcji, bez względu na panujące tam warunki. Podobno stanie się tak, jeśli faktycznie Grecy poradzą sobie – co tu kryć – z wyłapywaniem przypływających. System będzie dziurawy bez wsparcia kilku tysięcy funkcjonariuszy, na razie tylko przyrzeczonych przez państwa członkowskie. W wyniku porozumienia również Turkom powinno bardziej zależeć na pilnowaniu granic, by nie patrzyli, jak do tej pory, przez palce na wsiadających do tak często tonących łodzi i pontonów.
Od ustaleń szczytu do rzeczywistości droga daleka, pojawiają się co najmniej dwie wątpliwości. Pośrednictwo w migracji stało się intratnym biznesem, w basenie Morza Śródziemnego i na Bałkanach jej obsługą zajęli się nie tylko próbujący zarobić na boku mieszkańcy nadmorskich miejscowości, ale także grupy przestępcze z całej Europy i rozmaici cwaniacy.
Interpol donosił w zeszłym roku, że na przerzucie ludzi dobrowolnie wsiadających do łodzi zarabiało się lepiej niż na przemycie m.in. narkotyków. Trudno oczekiwać, by pośrednicy zrezygnowali z tak łatwych dochodów i można założyć, że pracują nad otwarciem nowych szlaków. Ostatnio szczególnie niespokojnie jest choćby w Libii, skąd też łodzie płyną.
Źródło nieregularnej migracji, która wpędziła Unię w najpoważniejszy kryzys decyzyjny w jej historii, rozhuśtała emocje, budując mury między państwami i torując skrajnej, czasem jawnie faszystowskiej prawicy drogę do parlamentów, znajduje się na frontach w Syrii.
Koncentrowanie się na kwestiach migracyjnych, zwykła pomoc ludziom zwyczajnie próbującym uciec przed koszmarem i starającym się ułożyć sobie życie – to wszystko jest nieodzownie pilne i potrzebne. Tyle że na razie to tylko leczenie objawowe, bez próby likwidowania prawdziwych przyczyn.