Hasan z wyglądu nie przypomina dziadka. W każdym razie na pewno nie ogranicza się do owoców, jogurtu i ryżu, jak słynny ajatollah. Słabo mu też idzie hodowanie rudej brody. I te brwi – u dziadka gęste i czarne, były znakiem rozpoznawczym, trochę jak wąsik Hitlera. U Hasana przerzedzone i zaokrąglone, są raczej świadectwem łagodnej natury i umiarkowania.
Hasan ma 43 lata i jest średniej rangi szyickim duchownym – biskupem, zakładając, że ajatollah to odpowiednik kardynała. Irańczycy pamiętają go dobrze jako malucha u boku dziadka, bo w dzieciństwie miał blond włosy, co u Persów rzadko się zdarza. Do seminarium w Kom, czyli irańskiej Częstochowie, trafił jako 17-latek. Polityka długi czas zupełnie go nie interesowała. Publicznie udzielał się raz do roku, zawsze 4 czerwca, czyli w rocznicę śmierci dziadka. Wygłaszał wówczas przemówienia jako wnuk, ale też kustosz jego mauzoleum.
Pierwszy raz nie wytrzymał osiem lat temu. W wywiadzie dla jednej z gazet w eleganckich słowach powiedział, że Iranem rządzą idioci (był to czas prezydentury Mahmuda Ahmadineżada), a na koniec zacytował dziadka: „Gdy do polityki wchodzą karabiny, to oznacza koniec dialogu”. Była to aluzja do rosnącej pozycji Strażników Rewolucji, formacji na podobieństwo armii – przy zachowaniu proporcji – takich irańskich oddziałów SS.
Reżim przejął się nie na żarty i w prasie natychmiast pojawiło się kilka oczerniających Hasana publikacji. Zarzucono mu korupcję, dalekie wyjazdy zagraniczne, popieranie nieodpowiednich polityków, a nawet to, że jeździ BMW. W obronę wzięło go kilku kolegów dziadka i miliony Irańczyków, dla których atak na członka Rodziny Imama (Beit-e Imam) był nie do pomyślenia.
Jesienią pierwszy raz Hasan zgłosił swoją kandydaturę w wyborach.