Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Piłkarski establishment miał z nim ciężkie życie. Johan Cruyff nie żyje

Nationaal Archief Fotocollectie Anefo / Wikipedia
Pierwsze przykazanie futbolowego kodeksu Johana Cruyffa brzmiało: w piłkę trzeba grać pięknie. Często lubił dodać: jak ja i moje drużyny.
Johan Cruyff (1947-2016)Fontys Mediatheek/Flickr CC by 2.0 Johan Cruyff (1947-2016)

Widmo boskiego Johana krążyło nad futbolem ponad 40 lat. Ze szczególnym natężeniem nawiedzając Ajax Amsterdam i FC Barcelonę – kluby, które były mu najbliższe. Przez lata suflował w Barcelonie, a gdy z tamtejszymi prezesami przestawało mu być po drodze, obierał kurs na Amsterdam.

Przed kilku laty na pierwszym spotkaniu z ważnymi ludźmi Ajaksu wyłożył swoją filozofię, znaną od lat: obdarzyć sztab szkoleniowy realną władzą – kosztem prezesów. W reakcji zarząd podał się do dymisji, argumentując: dobro klubu na pierwszym miejscu, zresztą kim my jesteśmy, by sprzeciwiać się Cruyffowi, podniesionemu w Holandii do rangi Boga?

Do nieśmiertelności wyniosły go boiskowe dokonania, ale dla rodaków, szczególnie ze swojego pokolenia, Cruyff był kimś więcej niż tylko genialnym piłkarzem. W znakomitej książce „Brilliant Orange”, autorstwa Davida Winnera, poświęconej holenderskiemu futbolowi, Johan jawi się jako głos swojej generacji – zmęczonej powojenną szarzyzną i obowiązkową pracą u podstaw, zbuntowanej przeciw zakazowi zadawania niewygodnych pytań oraz przymusowi godzenia się z zastałym porządkiem rzeczy, spragnionej rozrywki i śmiechu.

Cruyff był objawieniem – przystojny, długowłosy, wygadany, nieuznający społecznej i zawodowej drabiny. Piłkarski establishment miał z nim ciężkie życie. Wymógł honoraria za udział w zgrupowaniach reprezentacji i ubezpieczenia piłkarzy na czas zagranicznych wyjazdów.

Wchodził do prezesowskich gabinetów bez pukania, z buntem wypisanym na twarzy, bezczelny i pewny siebie. Następnie z uporem dziecka pytał: kto to tak urządził? I dlaczego? Jeśli tylko nie uzyskał odpowiedzi, na którą czekał, robił po swojemu. Albo nawet mimo tego, jak na mistrzostwach świata w Niemczech, kiedy zignorował kontrakt federacji z Adidasem i biegał po boiskach w butach prywatnego sponsora, Pumy, a na swoich koszulkach z trzech pasków będących symbolem Adidasa kazał jeden odpruć.

Reklama