Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Karabaski ból głowy

Ten konflikt nie jest zamrożony, zamrożone jest jedynie jego rozwiązanie

1990 r. 106-letnia kobieta strzeże swojego domu w miejscowości Degh, w pobliżu miasta Goris w południowej Armenii. Od lat toczy się konflikt w pobliskim Górskim Karabachu. 1990 r. 106-letnia kobieta strzeże swojego domu w miejscowości Degh, w pobliżu miasta Goris w południowej Armenii. Od lat toczy się konflikt w pobliskim Górskim Karabachu. United Nations Photo / Flickr CC by 2.0
Monitorując linię przerwania ognia, słyszałem już świst kul. Myślę, że gdyby pojawił się tam różowy słoń, to też by do niego strzelali, tak na wszelki wypadek – mówi Andrzej Kasprzyk, osobisty przedstawiciel do spraw konfliktu karabaskiego Przewodniczącego OBWE.
Forteca Askeran (Mayraberd)Adam Jones/Flickr CC by SA Forteca Askeran (Mayraberd)

Rozmowa ukazała sie w numerze 3-4/2011 „Nowej Europy Wschodniej”. Więcej o piśmie: www.new.org.pl

Zbigniew Rokita: – Od kilkunastu lat uczestniczy Pan w rozmowach pokojowych dotyczących Górskiego Karabachu. Czy z perspektywy czasu może Pan powiedzieć, że znajdujemy się bliżej znalezienia rozwiązania niż dziesięć lat temu?
Andrzej Kasprzyk
: – Z całą pewnością. Obecnie wiadomo, co jest niemożliwe, dlatego doszło do zbliżenia stanowisk. Okazało się, że niektóre z proponowanych rozwiązań nie miały szansy powodzenia. Dotyczy to głównie tych, które stawiałyby kropkę nad „i”: albo jedna, albo druga strona się nie zgadzała. Proponowano koncepcję pozostawienia Górskiego Karabachu – z zachowaniem jego znacznej autonomii – w Azerbejdżanie. Jednak Ormianie się na to nie zgodzili. Był też pomysł oddzielenia obszaru od Azerbejdżanu – Azerowie byli przeciwni. Kiedyś zaproponowano stworzenie wspólnego państwa: Azerbejdżan-Karabach, ale i to się nie powiodło. Upadła też koncepcja wymiany terytoriów. W rezultacie do śmierci Hejdara Alijewa w 2003 roku w kwestii karabaskiej nic się nie zmieniło. Tego konfliktu nie da się jeszcze całkowicie rozwiązać, najpierw trzeba bowiem zminimalizować groźbę wojny. Zgadzają się z tym państwa współprzewodniczące w Mińskiej Grupie OBWE, Ormianie i Azerowie również nie widzą innej możliwości. Przy czym, zarówno jedni, jak i drudzy chcieliby w ramach rozmów wynegocjować jak najwięcej dla siebie. To skomplikowana sytuacja: ten konflikt jest jak pole minowe dla prezydentów Azerbejdżanu i Armenii, mina wybuchnie, jeśli zrobią fałszywy krok.

Reklama