Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Czy odejście Jaceniuka zażegna kryzys na Ukrainie?

Łukasz Kobus / Forum
Dymisję ma przyjąć parlament na wtorkowym posiedzeniu. Żeby głosowanie było skuteczne, potrzeba głosów 226 deputowanych.

Ta decyzja nie jest zaskoczeniem, zanosiło się na nią, w Kijowie plotkowano o kolejnych przymiarkach i polowaniu na premiera. Trwały targi, padały obietnice. Wygląda na to, że ukraińscy politycy policzyli się i porozumieli.

Kryzys polityczny w Kijowie trwa już kilka miesięcy, próba odwołania premiera w lutym nie udała się i teraz, zgodnie z prawem, dymisję mógł zgłosić jedynie on sam.

Jaceniuk występując w mediach, powiedział, że jego decyzja nie jest wywołana przyczyną polityczną, odchodzi z powodów etycznych. Nasuwa się wyjaśnienie, że dość miał już kłótni i ataków, zakulisowych i kierowanych wprost, także publicznie.

Prym wiedli ludzie prezydenta, z odeskim gubernatorem Miheilem Saakaszwili na czele. Zarzucano premierowi opieszałość w reformowaniu gospodarki oraz państwa, a nawet wspieranie oligarchów i ukrywanie korupcji. Atmosfera robiła się nieznośna i sam premier podkreślał, że trudno rządzić, nie mając pewności jutra.

Jaceniuk wyraźnie utracił poparcie prezydenta, a prezydencki Blok w parlamencie ignorował rządowe przedłożenia. Prezydent chciał mieć większą władzę i dążył do tego, wspierany przez swoje zaplecze. Dymisja była nieunikniona.

Przymiarki zastępcy Jaceniuka szły mozolnie, bo jego partia Ludowy Front tworzyła wraz z Blokiem Petra Poroszenki koalicję rządzącą. Trudno było iść na noże, skoro potrzebna jest parlamentarna większość, a koalicję opuścili inni jej uczestnicy. Zmianę na stanowisku premiera trzeba było przeprowadzić, unikając przedterminowych wyborów, bo rządzące ugrupowania nie mogły liczyć na powtórzenie dobrych wyników. Na plecach czuli oddech opozycji.

Kandydatem na premiera, który zastąpi Jaceniuka, jest Wołodymyr Hrojsman, obecny szef parlamentu, były mer Winnicy, jeden z najbliższych ludzi Poroszenki.

Reklama