Europa na czele z najbardziej dotkniętymi falą uchodźców Niemcami ochoczo podpisała umowę z Turcją, która w zamian za pomoc w rozwiązaniu kryzysu imigracyjnego wytargowała dla siebie nie tylko 6 mld euro, ale też przyspieszenie negocjacji akcesyjnych z Unią oraz wcześniejsze zniesienie wiz. Jednak im dalej od umowy, tym Niemcy coraz bardziej są przekonani, że Turcja, nawet jeśli nie wypełni zawartych w dokumencie ustaleń, trzyma Europę w szachu. Unia miałaby „najpóźniej do czerwca 2016 r.” wycofać się z wiz dla Turków. W zamian jednak Turcja miała spełnić 72 postawione przez Brukselę warunki, dotyczące m.in. dostosowania systemów ochrony danych i przepisów paszportowych do unijnych standardów. Tymczasem dziś Ankara spełnia ich tylko 19. Co prawda turecki wicepremier zapowiada, że do reszty warunków Turcja dostosuje się już w maju, ale nikt, kto choć trochę zna się na Turcji, w te zapewnienia nie wierzy.
Biorąc też pod uwagę narastający od kilku tygodni konflikt z Kurdami oraz ostatnie zamachy terrorystyczne w Ankarze, Niemcy obawiają się, że ruch bezwizowy z Turcją dodatkowo jeszcze zwiększy u nich liczbę imigrantów, tym razem tureckiego pochodzenia. Premier Bawarii apeluje, aby bez wiz podróżować mogli tylko przedstawiciele tureckiego biznesu. Do obaw związanych z ruchem bezwizowym dochodzą też wątpliwości, czy Turcja na pewno idzie w stronę Europy, bo ostatnia zapowiedź przewodniczącego tureckiego parlamentu, który uznał, że chętnie zislamizowałby turecką konstytucję, podsuwa pytanie, czy układ z Turcją na pewno był „mniejszym złem”.