Władimir Bukowski przekonuje: – Walczę o to, co jest najbardziej cenne – moje dobre imię. To gierki kagiebowców. Inaczej nie potrafię tego wytłumaczyć.
Były sowiecki dysydent, który od blisko pół wieku przebywa na emigracji w Wielkiej Brytanii, został przez tamtejsze organy ścigania oskarżony o sporządzanie i posiadanie pornografii dziecięcej. Twierdzi, że padł ofiarą prowokacji rosyjskich służb specjalnych za bezwzględną krytykę polityki Władimira Putina i mówienie prawdy o śmierci innego wroga rosyjskiego prezydenta, a swojego wieloletniego przyjaciela – Aleksandra Litwinienki.
Sprawy są tak naprawdę dwie. Pierwsza to proces w związku z „nieobyczajnymi zdjęciami” dzieci, które policja miała znaleźć w laptopie pisarza. Przekładany już ze względu na stan zdrowia 72-letniego Bukowskiego, miał ruszyć 16 maja. Druga to pozew samego podejrzanego, który twierdzi, że został publicznie zniesławiony, m.in. przez podanie niezgodnych z prawdą informacji o stawianych mu zarzutach.
Chodzi m.in. o stwierdzenie, że zdjęcia miał sporządzać sam, co wręcz sugeruje, że bezpośrednio uczestniczył w aktach przestępczych wobec dzieci. – Takie postawienie sprawy narusza zasadę domniemania niewinności i niszczy moją reputację. Mnie zaś uniemożliwia się obronę – wyjaśnia. Bukowski mówi, że czuje się jak u Kafki.
„Próbując zatrzymać prowadzoną w sowieckim stylu kampanię dyskredytacji i w nadziei na tradycyjny dla Wielkiej Brytanii sprawiedliwy osąd, zwróciłem się do sądu w Londynie, by obronić swoje dobre imię i reputację (…). Niestety, podobnie jak wiele innych, także ta tradycja już w Wielkiej Brytanii nie istnieje.