Wyjątkowy rywal, zwyczajny mecz
Dziś gramy z Niemcami. Niezależnie od wyniku pamiętajmy, żeby trzymać się ziemi
Skoro gramy z Niemcami, to na pokrętle z temperaturą zaraz zabraknie skali, prezes TVP Jacek Kurski z typową dla siebie i swojego politycznego gniazda subtelnością proponuje w drugim kanale telewizji publicznej „Krzyżaków” (jako alternatywę, suspens, puentę?), podświetlamy wieżę Eiffela na biało-czerwono i takie tam. Ale spokojnie, to tylko drugi mecz grupowy. Ważny, ale ważniejszy będzie ten wtorkowy, z Ukrainą. Jeśli futbol jest logiczny, to właśnie ta seria spotkań rozstrzygnie o ostatecznej kolejności w grupie.
Był swego czasu taki trener reprezentacji, który mowy motywacyjne przed meczami kończył frazą o kiełbasach w górę, które następnie należy... (nie, jednak nie napiszę, nie ma jeszcze g. 23). Te wzniesione w górę kiełbasy to była tępa, prostacka parafraza naszej ówczesnej jedynej siły, czyli tzw. dobrego przygotowania fizycznego, bo było jasne, że biorąc pod uwagę jakość piłkarską, nie mamy prawa się z rywalem pokroju Niemiec mierzyć.
Na szczęście te czas już minęły. Teraz przedmeczowe rozważania to właśnie porównanie atutów obu drużyn, bo wreszcie mamy kim straszyć. I Niemcy o tym wiedzą, za dużo trudu kosztowały ich ostatnie mecze z nami i zbyt dobrą reklamę robią polskiej piłce nasi eksportowi zawodnicy, by nie nabrać do Polaków szacunku.
Ze wszystkich gier zespołowych to właśnie futbol najbardziej wymyka się rachunkowi prawdopodobieństwa oraz tzw. papierowym rozważaniom (co wczoraj udowodniła Albania, nieomal zawstydzając remisem gospodarzy). Wyciąganie wniosków z poprzednich spotkań z Niemcami to próżny trud. Wśród potoku banałów, jaki wyrzucają z siebie przed meczem piłkarze i trenerzy, akurat ten, że każdy mecz jest inny, jest prawdziwy.