Walczył o Brexit, ale z europensji nie rezygnuje. Co więcej, należy do największych obiboków w PE
Brytyjscy europosłowie z partii UKIP nie są jedynymi eurosceptycznymi posłami pracującymi w Brukseli, ale do tej pory ani oni, ani ich koledzy, np. z frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, nie zadeklarowali, że w związku ze swoim eurosceptycyzmem nie będą pobierać wynagrodzenia. Poza tym rezultat referendum nie powoduje automatycznego cofnięcia wynagrodzenia, teoretycznie brytyjscy europosłowie zachowują swój mandat do czasu kolejnych wyborów do PE, czyli do 2019 r.
Mimo wielkiego zachwytu nad Brexitem dzisiaj żaden z brytyjskich europosłów skończyć swojej kariery w Parlamencie Europejskim nie zamierza, a tym bardziej pożegnać się z wypłacaną przez tę instytucję pensją oraz tysiącami euro na wydatki związane z codziennym funkcjonowaniem biur i dietami na służbowe podróże. Tym bardziej teraz, kiedy pensje są jeszcze wyższe, bo kurs funta jest niski, a wynagrodzenia wypłaca się w euro.
Niektórzy europosłowie, jak np. Alyn Smith, Szkot i członek parlamentarnej partii Zielonych, pobierają najniższe uposażenia, ale nie Nigel Farage i nie jego koledzy z UKIP. Rzecznik partii twierdzi wręcz, że posłowie uzyskali mandat od wyborców, pracują więc i pobierają pensje jak wszyscy pozostali europosłowie. Do czasu wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii będą reprezentowali swoich wyborców.
Farage ustąpił ze stanowiska lidera partii UKIP, ale z PE się nie rozstaje. Od 17 lat pobiera też sowite wynagrodzenie. Tymczasem ze statystyk zamieszczonych na portalu VoteWatch Europe wynika, że jest jednym z największych parlamentarnych obiboków. Na 3571 głosowań wziął udział w 1375, co daje mu 746. pozycję na 751 posłów, czyli jest na szarym końcu w tym zestawieniu. Podczas tej kadencji pytania zadał trzy razy i zgłosił dwa projekty rezolucji, ale ani razu nie był sprawozdawcą ani tzw. cieniem sprawozdawcy, a to praca w komisjach i nad sprawozdaniami jest najważniejszą częścią poselskiej aktywności.
Dwa lata temu Farage’owi wyciągnięto defraudacje unijnych funduszy. Okazało się, że z 15,5 tys. funtów rocznie, które od 2009 r. pobierał na prowadzenie swojego biura europosła w West Sussex, wydawał rocznie nie więcej niż 3 tys. funtów. W dużej mierze dlatego, że nie musiał płacić za wynajem lokalu, który od lat był bezgotówkowo użyczany partii przez jej sympatyków. Farage nie otworzył też osobnego rachunku bankowego i pieniądze na wynajem biura wpływały na jego osobiste konto, co dodatkowo komplikowało sprawę.
Podczas pierwszej po Brexicie debaty w Parlamencie Europejskim Guy Verhofstadt, szef liberałów w PE, powiedział, że wraz z odejściem Wielkiej Brytanii z Unii Wspólnota będzie miała jeden wydatek mniej, bo pozbędzie się obowiązku wypłacania Farage’owi comiesięcznej pensji. Ale jak widać, były lider UKIP ma chyba inne plany.