Boris Johnson dopiął swego, choć nie na ostatni guzik. Odłożył na bok swoją umowę z Unią Europejską i postawił na wybory parlamentarne. I może jeszcze pożałować tej decyzji.
Podczas inauguracji nowego Parlamentu Europejskiego deputowani Brexit Party stanęli tyłem do prezydium podczas wykonywania „Ody do radości”, czyli hymnu Unii Europejskiej. Czyli pokazali, gdzie ją mają.
Partia Nigela Farage’a szybuje w sondażach przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. A wyczerpana brexitowym maratonem Bruksela już wie, że szanse na zatwierdzenie umowy rozwodowej z Londynem w październiku są bardzo małe.
Od Wielkiej Brytanii po Austrię Europą wstrząsają kolejne skandale z Rosją w tle. Ten w Austrii – z nagranym wicekanclerzem – kończy się przyspieszonymi wyborami. Coś to komuś przypomina?
Działająca w interesie Rosji putinowskiej machina propagandowa jest dobrze zakorzeniona w państwach demokratycznego Zachodu.
Nigel Farage wyprowadził Wielką Brytanię z Unii, ale nadal chce pracować w Parlamencie Europejskim i pobierać miesięcznie ponad 8 tys. euro pensji.
Farage deklaruje, że UKIP wyprowadził Wielką Brytanię z Unii, cel więc można uznać za osiągnięty i nie ma sensu dłużej stać na czele partii. Chętnie za to pozostanie europosłem.
Cały sekret sukcesu partii Farage’a polega na prostocie przekazu: kraj schodzi na psy, a jedynym rozwiązaniem wszystkich problemów jest wystąpienie z Unii Europejskiej.
W tym tygodniu batalia o brytyjskie członkostwo w Unii Europejskiej wejdzie w fazę krytyczną. Gdyby decydowały liczby, nie byłoby dylematu. Ale są jeszcze emocje.