Rządząca Japonią Partia Liberalno-Demokratyczna idzie jak taran. Forsowane przez nią reformy ekonomiczne nie przynoszą efektów, deflacja wciąż dławi gospodarkę, odpowiedzialny za nią minister podał się niedawno do dymisji z powodu skandalu korupcyjnego, a mimo to w wyborach uzupełniających do parlamentu 10 lipca ugrupowanie odniosło miażdżące zwycięstwo. Niesieni tym sukcesem członkowie PLD chcą teraz zmienić konstytucję, ale tu potrzebne są głosy kilku mniejszych partii.
O te ostatnie obiecała zadbać organizacja pozaparlamentarna. Już trzy dni po wyborach szefowie Nippon Kaigi (Japońska Konferencja) ogłosili przed tłumem dziennikarzy, że zrobią wszystko, co w ich mocy, żeby zapewnić jej większość konstytucyjną.
Choć Nippon Kaigi istnieje już dwie dekady, jeszcze do niedawna mało kto o niej słyszał. Japońscy dziennikarze uznawali ją za sektę, a opowieści o jej wpływach – za teorie spiskowe. Wszystko zmieniło się wiosną, gdy Nippon Kaigi próbowała zablokować wydanie książki na swój temat. Efekt okazał się odwrotny do zamierzonego, ostatecznie sprzedano 15-krotnie więcej egzemplarzy, niż wynosił pierwotny nakład.
Nic dziwnego, bo temat jest fascynujący: to tak, jakby w Niemczech dzieci i wnuki nazistowskich zbrodniarzy próbowały wybielać III Rzeszę i cofać kraj do tamtej epoki.
Błękitnookie zagrożenie
Malownicze Ise przyjmuje w ciągu roku 7 mln turystów, ale miasteczko nie nadaje się do organizacji wielkich międzynarodowych konferencji, bo jest za małe. Mimo to właśnie w Ise odbył się ostatni, majowy szczyt państw G7. Konserwatywny rząd przeforsował taką lokalizację, żeby media mogły pokazać światowych przywódców przechadzających się po Ise Jingū, zespole świątyń uznawanych za najważniejsze dla rodzimej religii shintō.