Kiedyś na czas starożytnych igrzysk zawieszano broń, a teraz zawiesza się problemy spalające ruch olimpijski od wewnątrz. Już na pierwszej konferencji prasowej w Rio de Janeiro szef MKOl Thomas Bach dał do zrozumienia, że drążenie tematu systemowego dopingu rosyjskich sportowców mija się z celem, gdyż rana jeszcze się nie zagoiła, a czas na konstruktywną dyskusję przyjdzie dopiero po wygaszeniu znicza nad Maracaną. Zapędy spragnionych oczyszczenia klimatu ostudzono na dobre, odwołując w Rio konferencję prasową przedstawicieli Światowej Agencji Antydopingowej (WADA) oraz podając do wiadomości, że nazwiska 45 olimpijczyków z Londynu i Pekinu, przyłapanych na dopingu po ponownym przebadaniu pobranych od nich na tamtych igrzyskach próbek, zostaną ogłoszone, ale w swoim czasie. Na pewno nie teraz, żeby nie zepsuć święta w Rio.
Wykluczenie Rosjan
Jak na organizację mieniącą się profesjonalną korporacją MKOl znów się nie popisał, bo jego reakcja na dopingowy kryzys tylko spotęgowała chaos. Decyzja o wykluczeniu Rosjan mających na sumieniu wpadki – choćby karę za nie już wcześniej odbyli – jest kuriozalna i na pewno spowoduje lawinę pozwów, bo ignoruje fundamentalną zasadę niekarania dwa razy za ten sam czyn. Nie wspominając o tym, że nie ma nic wspólnego z równością i sprawiedliwością, ponieważ inni sportowcy, którzy wcześniej odcierpieli zawieszenie za niedozwolone wspomaganie, jak np. amerykańscy czy jamajscy sprinterzy, w Rio wystartują.