Poszukiwani: Europejczycy
Unia Europejska – nie bardzo wiadomo, co to za wspólnota
Drugą światową wojnę rozniecono w imię przestrzeni życiowej dla narodu niemieckiego. W pierwszej też wciągano na sztandary hasła narodowe. Historia wciąż ostrzega Europejczyków przed podgrzewaniem narodowych emocji. A właściwie – ich przegrzewaniem.
Gdy podczas konferencji na Sorbonie w 1882 r. Ernest Renan stawiał pytanie: „Co to jest naród?” – na kontynencie ścierały się trzy koncepcje. Jedna polityczna: narodu jako zbiorowiska ludzi żyjących pod tym samym prawem i reprezentowanych przez ten sam parlament. Druga, narodu umowy wolnych obywateli, a nawet codziennego plebiscytu, ludzi świadomie potwierdzających pragnienie wspólnego życia. I trzecia – jedyna naprawdę gorąca i potencjalnie groźna – romantycznej wspólnoty krwi, ofiary Boga, języka i losu.
W tym sensie historia narodów europejskich była mozaiką. W uproszczeniu, we Włoszech, w Niemczech i Polsce to naród budował państwo, a we Francji, Hiszpanii czy Szwecji państwo powstało najpierw, a naród później. Jednak w obu wypadkach elity, zwłaszcza w XIX w., mobilizowały się do budowania tożsamości narodowej. Bo ta tożsamość nie jest tylko naturalnym produktem losów: jest owocem intensywnej pielęgnacji. Wznoszono wielkie instytucje kultury: muzea narodowe, biblioteki, pinakoteki, muzea etnograficzne. Do apelu stawali pisarze. Wybuch Wielkiej Wojny w 1914 r. niemal w całej Europie wywołał entuzjazm narodów, gotowych bronić swego honoru i wielkości. Potrzeba było jeszcze jednej wojny, aby przerażona sobą Europa Narodów zaczęła na serio szukać szerszej tożsamości.
Ojcowie europejskich Wspólnot zaprojektowali maszynerię, która wdrażała nowe integracje stopniowo, metodą małych kroków, przez zniesienie ceł, wspólne standardy techniczne, wreszcie – wspólną walutę i zniesienie granic.