Ukraińscy deputowani wykazali się mądrością i większym dystansem niż polscy posłowie w sprawie Wołynia
Jednak bardziej niż stanowisko ukraińskiego parlamentu, potępiające uchwałę polskiego Senatu i Sejmu w sprawie zbrodni wołyńskiej, zaskakuje postawa Borysa Tarasiuka, byłego ministra sprawa zagranicznych. Polityk, w proteście wobec słów, jakich użyli polscy parlamentarzyści w rocznicę zbrodni, zrezygnował z przewodniczenia ukraińsko-polskiej grupie parlamentarnej.
Tarasiuk to wytrawny polityk, jeden z liderów opozycji w czasach prezydentury Leonida Kuczmy i Wiktora Janukowycza, zaprzyjaźniony z Polską. Jego głosu zawsze w Warszawie głosu słuchano z uwagą. Wielokrotnie doświadczył sympatii i wsparcia politycznego, nieodzownego w trudnych czasach. Jako polityk i jako człowiek wie dobrze, że Ukraina może liczyć na Polskę i że w ważnych momentach ćwierćwiecza niepodległości Polska i Polacy nie zawodzili Ukraińców.
Czy Tarasiuk, dziś polityk partii Batkiwszczyna, chciał przy okazji ugrać kawałek własnej, politycznej gry? Na to wygląda. I to jest trochę zasmucające, bo właśnie teraz jego obecność jest potrzebna bardziej niż kiedykolwiek.
Krytyczne stanowisko wyrażone przez ukraińską Radę Najwyższą nie dziwi: było oczywistością, że Rada zabierze głos. Nie zdążyła przed wakacjami, więc odpowiedź nadeszła teraz. Był czas na refleksję, co z pewnością wpłynęło pozytywnie na formę wypowiedzi polityków. Emocje zelżały, wróciła realna polityka. Jak podkreśla wiceszefowa Rady Najwyższej Oksana Syroid przyjęty przez deputowanych tekst był uzgodniony ze wszystkimi frakcjami. Nie ma w nim agresji, choć użyto słów, jakie w Polsce nie musza się podobać. I przypomniano, że interpretacja historii nie musi być taka sama.
Polska uchwała, podjęta w lipcu tego roku na 73. rocznicę rzezi, mówiąca o ludobójstwie na Wołyniu i ustanowienie przez parlament Dnia Pamięci Ludobójstwa, dokonanego przez nacjonalistów OUN UPA na obywatelach II RP, poruszyła Ukraińców tym silniej, że odczytali ją jako sprzyjanie interesom Moskwy.