Juncker wzywa do pogłębionej integracji Unii. Nie przekona to nieprzekonanych
Unia Europejska nie jest zagrożona. Tak jednym zdaniem można by streścić przesłanie szefa Komisji Europejskiej. Jean Claude Juncker ma w Brukseli opinię człowieka towarzyskiego, pogodnego, sypiącego dowcipami. Jednak w środę, przedstawiając orędzie o stanie UE w Parlamencie Europejskim, przybrał ton poważny.
Deputowanym PE przypomniał, że sensem „Europy’’ jest pokój. Nie tylko w znaczeniu braku wojny, ale też w znaczeniu poczucia bezpieczeństwa i sprawiedliwości społecznej. Natomiast obecna fala populizmu i zamętu podsycanego przez siły antyeuropejskie są zaprzeczeniem idei europejskiej. Juncker zaproponował konkretne działania w obliczu tych wyzwań. Podwojenie do 2022 r. unijnego funduszu inwestycji strategicznych do kwoty 630 mld euro, bo nowe inwestycje to nowe miejsca pracy, czyli rozwój gospodarczy.
Dał do zrozumienia, że Komisja oczekuje, aby jak najszybciej rozpocząć negocjacje na temat warunków wyjścia Wielkiej Brytanii z UE oraz że Brytania po Brexicie nie może liczyć na taki sam swobodny dostęp do unijnego wspólnego rynku, jak przed Brexitem.
Brexit spowoduje, że Unia utraci znaczący militarnie kraj członkowski. Juncker powrócił więc do tematu stworzenia rodzaju unijnej armii, a także specjalnego funduszu obronnego finansującego badania i projekty w tej dziedzinie. Wezwał kraje członkowskie do przyspieszenia solidarnych starań o stworzenie wydolnej unijnej straży granicznej. Nie omieszkał wspomnieć o koordynacji działań służb specjalnych w obliczu terroryzmu i kryzysu migracyjnego.
W zasadzie przemówienie Junckera można odebrać jako przygotowanie do szczytu Unii w Bratysławie. Ustawia ono ton polityczny: w ciągu nadchodzących 12 miesięcy Unia musi udowodnić, że jest w stanie „ochronić i podtrzymać europejski styl życia’’, obronić obywateli UE, wziąć odpowiedzialność za ich ważne sprawy tam, gdzie oni tego oczekują.