Ostatnie miesiące były na Kubie wyjątkowo gorące, co oznacza większe zużycie elektryczności. Sieć znalazła się na granicy wytrzymałości – i nawet oficjalna Granma ostrzega, że „nadchodzi huragan”, czyli masowe wyłączenia. 95 proc. kubańskiego prądu pochodzi z produktów naftowych. Do tej pory ropę, po dobrych cenach, dostarczała zaprzyjaźniona Wenezuela, ale dostawy stamtąd, z powodu kryzysu, zmalały o połowę. Wyspie grożą ciemności. W tej sytuacji Raul Castro wystosował prośbę do Władimira Putina, aby po starej sowieckiej przyjaźni poratował w potrzebie.
Ale czasy politycznych subwencji wyraźnie odeszły w przeszłość. Z Moskwy przyszła odpowiedź, że „kwestie wzajemnych rozliczeń stanowiłyby wielkie ryzyko”. Kuba ma zresztą ciągle stare długi do spłacenia, częściowo umorzone i rozłożone na lata. Wenezueli płaciła za ropę usługami medycznymi kubańskich lekarzy, Rosji mogłaby jako zapłatę zaoferować koncesje na wiercenia. Choć pierwsze prace poszukiwawcze zasobów ropy w Zatoce Meksykańskiej, prowadzone przez rosyjski Rosnieft i hiszpański Repsol, zakończyły się niepowodzeniem, może i Kubie kiedyś tryśnie. Zasługuje na lepszy los.