Kirgistan jest mały i biedny. Jako jedyny z postsowieckich republik w Azji Środkowej wziął się nieśmiało za zmiany ustrojowe. Ale stosunek Kirgizów do przeszłości, naznaczonej rosyjskim podbojem, jest pełen paradoksów.
Przed budynkiem filharmonii w stołecznym Biszkeku gromadzi się spory tłum, głównie ludzi w starszym wieku. Za chwilę zacznie się prezentacja dzieła narodowego twórcy Toktobieka Asanalijewa. Przedstawienie – które bardziej przypomina operetkę niż koncert muzyki poważnej – rozpoczyna się od 1916 r., gdy na terenie dzisiejszego Kazachstanu i Kirgistanu wybuchło zbrojne powstanie przeciw Rosji, krwawo stłumione przez carskie wojsko.
W kirgiskiej historiografii wydarzenie to nosi nazwę Urkun i wiąże się z masową ucieczką ludności, szukającej schronienia w sąsiednich Chinach.
Polityka
40.2016
(3079) z dnia 27.09.2016;
Na własne oczy;
s. 108
Oryginalny tytuł tekstu: "Kirgiz robi demokrację"