Salwador, który w czasie polskiego Czarnego Protestu był przywoływany jako jeden z ostatnich krajów z całkowitym zakazem aborcji (obok Surinamu, Dominikany, Hondurasu, Nikaragui, Haiti i Malty), rozważa właśnie dopuszczenie przerywania ciąży. Władze chcą zezwolić na aborcję w przypadku gwałtu, zagrożenia życia matki lub gdy płód jest uszkodzony.
Zakaz aborcji obowiązuje w Salwadorze od 1998 r. A za przerwanie ciąży więzienie grozi zarówno kobiecie, jak i lekarzowi – stosownie od 2 do 8 lat i od 6 do 12. Nawet kobiety, które doświadczają w czasie ciąży komplikacji, w efekcie których ronią ją, są automatycznie uznawane za podejrzane. Nie obowiązuje żadna zasada domniemania niewinności. A wieloletnie wyroki odsiaduje dzisiaj w Salwadorze 19 kobiet, które poroniły lub urodziły martwe dzieci.
Propozycja rządu jest dopiero w fazie projektu. Dominują spekulacje, że pojawiła się z powodu wirusa Zika i strachu przed uszkodzonymi płodami. Tym bardziej że jeszcze niedawno rządzący apelowali do Salwadorczyków, aby wstrzymali się z prokreacją do czasu „aż epidemia będzie pod kontrolą”. Opozycja uważa jednak, że powód jest znacznie bardziej trywialny, a rząd, wyciągając temat ustawy aborcyjnej, próbuje odwrócić uwagę od olbrzymiej dziury w budżecie państwa, co może zabrzmieć znajomo.