Aleksandra Lipczak: – Jest pani jak anatolijska tkaczka?
Nilüfer Göle: – Tak samą siebie nazywam. Tkanie dywanu przyszło mi do głowy, kiedy zbierałam materiały do książki „Muzułmanie w Europie”. Pomyślałam, że to dobra alternatywa dla kolażu. Kolaż to bycie w tej samej przestrzeni, ale bez interakcji i komunikacji. To zestawienie dwóch światów, które musi być źródłem niepokoju, a nawet lęku. Takim kolażem jest w dużym stopniu dzisiejsza Europa.
Podczas moich badań oglądałam jednak coś innego. Widziałam ludzi, którzy wymieniają się poglądami, uczą się siebie nawzajem. Wtedy pojawił się w mojej głowie obraz kobiet z Anatolii spędzających długie godziny przed osnową, wiążących pojedyncze nici w sploty i wzory. To jest to, co musimy dziś zrobić w Europie: przejść od kolażu do splotu różnic, stworzyć wspólną publiczną przestrzeń.
Jak to zrobić? Kontrowersji wokół europejskich muzułmanów nie brakuje.
Paradoksalnie – to dobra wiadomość. Oznacza, że weszliśmy w fazę postimigracji. Muzułmanie nie są już imigrantami, ale stają się obywatelami Europy. Są jednak nowi, więc wciąż negocjują swoją obecność w życiu publicznym. Tłem dla tej debaty jest kryzys uchodźczy i ataki terrorystyczne.
Są to jednak dwa różne zjawiska. Mówiąc o muzułmanach w Europie, mówię o setkach tysięcy kobiet i mężczyzn, którzy pragną żyć zarówno w zgodzie z prawem, jak i zasadami wynikającymi z wiary. Oni naprawdę istnieją i są zdecydowaną większością. Dlatego naszym obowiązkiem jest operowanie podwójnym spojrzeniem: okiem rdzennych Europejczyków, ale też muzułmańskich obywateli.
Pani postawiła na eksperyment.