W ubiegłym tygodniu w Waszyngtonie trwały senackie przesłuchania Rexa Tillersona, kandydata na sekretarza stanu. Jego nominacja od początku budziła duże kontrowersje, chociażby wizerunkowe. Światowe mocarstwo, często oskarżane o tendencje neokolonialne i słabość do cudzych surowców, będzie miało szefa dyplomacji, który przez 10 lat był dyrektorem zarządzającym największej publicznej korporacji naftowej świata Exxon Mobile.
Wybór Tillersona jest jednak zrozumiały, jeśli wziąć pod uwagę sposób myślenia o świecie nowego prezydenta USA. Polityka to biznes, może w nieco innej skali i zamiast udziałowców są obywatele, ale zasada działania jest taka sama. Trump nie jest w tym poglądzie osamotniony. Na Zachodzie zaroiło się od biznesmenów, którzy udają polityków, i od państw, które udają korporacje. Stoi za tym przekonanie, że wszystko da się wycenić. Że wszystko można negocjować.
Wielki biznes stopniowo „prywatyzuje” politykę zagraniczną, leżącą do niedawna w wyłącznej gestii państw. Jeszcze w latach 80. i 90. XX w. największą ambicją dyrektorów zarządzających było zachowanie politycznej neutralności. XXI w. przyniósł tym wielkim przyspieszoną ekspansję, a gdy prowadzi się operacje w 40 krajach, tak jak Exxon Mobile, nie da się już uciec od polityki. Wielkie korporacje mają już więc działy, które w niczym nie ustępują ministerstwom spraw zagranicznych całkiem sporych państw. Definiują swoje interesy, zawiązują sojusze, dobierają metody. I coraz częściej są silniejsze niż państwa.
Exxon Mobile w 2011 r. bez zgody Waszyngtonu i Bagdadu podpisał kontrakty na wydobycie ropy w irackim Kurdystanie, co stało w jaskrawej sprzeczności z amerykańskim priorytetem utrzymania jedności Iraku. Z tego powodu o mało nie wybuchła nowa wojna domowa, ale bezradny Waszyngton przyjął to do wiadomości.