Nowy lokator będzie musiał zachować stare wnętrza.
Podczas gdy prezydent elekt Donald Trump będzie 20 stycznia wygłaszał swoją mowę inauguracyjną, w Białym Domu prawie 100 pracowników będzie miało równo 6 godzin, aby wyprowadzić ustępującego prezydenta Baracka Obamę wraz z rodziną, a wprowadzić państwa Trumpów. Trzeba będzie też odświeżyć 130 pokoi i 32 łazienki oraz przygotować pierwsze przekąski dla prezydenta i jego bliskich. Nowy lokator Białego Domu będzie mógł zgłosić zmiany, jakich chciałby dokonać na dwóch prywatnych piętrach siedziby, pierwszym i drugim. Na przemeblowanie przestrzeni publicznej, która mieści się na parterze, albo zmiany w zabytkowych apartamentach gościnnych, jak np. w sypialni Lincolna, musi uzyskać oficjalną zgodę. Za czasów Billa Clintona w Białym Domu zamontowano wannę z hydromasażem, Nixonowi zorganizowano kręgielnię, a Jimmy Carter poprosił o zamontowanie paneli słonecznych, które Ronald Reagan kazał usunąć, a Barack Obama przywrócić.
Donald Trump niczego jednak chyba nie będzie przesadnie przerabiał. Niedawno ogłosił nawet, że do Białego Domu przyjeżdża, żeby pracować, a nie zajmować się urządzaniem wnętrz, co biorąc pod uwagę jego kapiący złotem i marmurami nowojorski apartament w Trump Tower, wszyscy przyjęli z ulgą. Chociaż być może Trump skorzysta z możliwości wybrania portretów swoich poprzedników, dobrania mebli i obrazów oraz zaprojektowania własnego dywanu z pieczęcią prezydencką w Gabinecie Owalnym. Pomóc może mu w tym córka Ivanka, która wraz z mężem i trójką dzieci najprawdopodobniej zamieszka w Białym Domu. A jeśli nawet nie w samej rezydencji, to na tyle blisko, żeby pełnić nieoficjalne obowiązki Pierwszej Damy, bo żona nowego prezydenta, wraz z ich 10-letnim synem Barronem, do końca roku szkolnego zostaje w Nowym Jorku.