Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Fortele i fotele

Co Polsce może dać członkostwo w Radzie Bezpieczeństwa ONZ?

Posiedzenie Rady Bezpieczeństwa ONZ Posiedzenie Rady Bezpieczeństwa ONZ Albin Lohr-Jones/Pacific Press/LightRocket / Getty Images
Jeśli nawet Polska zostanie niestałym członkiem Rady Bezpieczeństwa, o co tak intensywnie zabiega, będzie to tylko sukces dyplomatyczny.
Dziś na Polskę, według naszych źródeł, chce głosować 150, może nawet 160 państw. Ale do głosowania 27 czerwca jeszcze wiele może się zmienić.Matthew/Wikipedia Dziś na Polskę, według naszych źródeł, chce głosować 150, może nawet 160 państw. Ale do głosowania 27 czerwca jeszcze wiele może się zmienić.

Polski dyplomata wysunięty na placówkę w Azji był na przyjęciu wraz z wiceszefem tajskiego MSZ. Zgodnie z ministerialną instrukcją zaczął go przekonywać, że Polska to państwo „predestynowane do piastowania najwyższych funkcji w ONZ”, zachwalał nasze zaangażowanie na rzecz światowego pokoju, polską solidarność itd. – żelazny zestaw argumentów. Po czym rozmówca wziął chusteczkę, napisał na niej „Holland”, mrugnął okiem i odszedł.

Szef dyplomacji poważnego kraju musi znać się na nazwach państw, co do tego nie ma wątpliwości. A jeśli on sam je ma, to przynajmniej powinien milczeć – bez względu na to, czy dotyczy to 38-milionowego kraju w środku Europy czy 52-tysięcznego państwa na Karaibach, które wcale nie nazywa się San Escobar. W przytoczonym wyżej przypadku, tak jak w ostatniej wpadce ministra Witolda Waszczykowskiego, chodziło jednak o przejęzyczenie, lapsus, który nie powinien przesłaniać clue sprawy. W Zgromadzeniu Ogólnym ONZ „San Escobar”, czyli tak naprawdę Saint Kitts i Nevis, ma dokładnie tyle samo głosów co 67-milionowa Tajlandia czy 1361-milionowe Chiny.

I wszystkie te głosy są nam potrzebne w staraniach o niestałe miejsce w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, co stało się priorytetem polskiej dyplomacji. Aby je otrzymać, Polska potrzebuje co najmniej 128 głosów na 193 w Zgromadzeniu Ogólnym. Z tego punktu widzenia spotkania z koalicją krajów karaibskich nie są żadną fanaberią.

OK, pośmialiśmy się z San Escobar. Dzień, dwa, tydzień. Problem w tym, że popadamy w ten sposób w polityczny infantylizm. Zresztą nie tylko w Polsce. Nie przypadkiem najpopularniejsza dziś liberalna publicystyka polityczna to programy typu „Last Week Tonight” Johna Olivera – nieraz śmieszne, zawsze aroganckie, często sprowadzające się do paternalistycznego naigrawania się z drugiej strony.

Polityka 5.2017 (3096) z dnia 31.01.2017; Świat; s. 54
Oryginalny tytuł tekstu: "Fortele i fotele"
Reklama