40 proc. Francuzów odczuwa wobec polityków nieufność, 28 proc. – odrazę i tylko 3 proc. szacunek.
Kandydatem rządzącej we Francji Partii Socjalistycznej na prezydenta kraju będzie Benoît Hamon, który w niedzielnych prawyborach pokonał konkurenta, premiera Manuela Vallsa. To niespodziewane zwycięstwo, wbrew sondażom, potwierdza regułę, która się rysuje we Francji: kto tylko, obojętne w jakiej partii, wysunie się na czoło – w krótkim czasie zostanie strącony z piedestału. Zaczęło się od przywódczyni Zielonych Cécile Duflot, którą jesienią własna partia w głosowaniu skreśliła z listy kandydatów na prezydenta. Potem republikanie – najpierw zestrzelili swego organizatora i przywódcę Nicolasa Sarkozy’ego, a potem w prawyborach nie dali szans najbardziej popularnemu w sondażach – byłemu premierowi Alainowi Juppé. Francuzi zachowują się tak, jakby słuchali hasła: „Przegonić ich wszystkich” powtarzanego przez skrajnych kandydatów – szefową Frontu Narodowego Marine Le Pen i lewackiego Jeana-Luca Mélenchona, którzy żadnych prawyborów nie uznają.
Nawet były premier François Fillon, kandydat centroprawicy na prezydenta, nie wychodzi bez szwanku, bo tygodnik satyryczny „Le Canard enchaîné” twierdzi, że żona polityka Penelope otrzymała łączne wynagrodzenie pół miliona euro za pracę w charakterze jego asystentki parlamentarnej, której to pracy nie wykonywała. Dochodzenie w tej sprawie, już wszczęte, zaszkodzi Fillonowi. Politycy tworzą dziś jakiś salon odrzuconych; niedawny sondaż ośrodka badań Cevipof ujawnia, że do polityków 40 proc. Francuzów odczuwa nieufność, 28 proc. wręcz odrazę, a 10 – znudzenie i tylko 3 proc.