Czy miliardy dolarów pompowane przez Katar w mistrzostwa świata w piłce nożnej nie zmarnują się jak w innych krajach?
Przygotowujący się do mistrzostw świata w 2020 r. Katar co tydzień wydaje na infrastrukturę 500 mln dol. I zapowiada, że będzie to robił nadal jeszcze przez następne trzy lata po to, żeby stadiony, autostrady, porty lotnicze i morskie oraz dziesiątki nowych hoteli były na najwyższym poziomie. Organizatorzy chcą wybudować od podstaw sześć z ośmiu potrzebnych na igrzyska stadionów. Specjalna linia metra ma też łączyć wszystkie te obiekty, a do każdego z nich droga ma zajmować nie więcej niż pół godziny. Katar, który dopiero buduje u siebie kulturę sportową, i nie ma nawet jeszcze skompletowanej narodowej drużyny z prawdziwego zdarzenia, zapewnia, że nawet mimo zeszłorocznego deficytu budżetowego nie zatrzyma się z inwestycjami i na mistrzostwa w 2020 r. wszystko będzie zapięte na ostatni guzik.
Tymczasem w Brazylii gruchnęła wiadomość o agonii słynnego stadionu Maracanã. Zbudowany ponad pół wieku temu, przebudowany na potrzeby olimpijskiego turnieju piłki nożnej (wygranego rzecz jasna przez Brazylijczyków), duma i symbol Rio de Janeiro. Dzisiaj jednak przeżywający upadek i czekający na kolejny generalny remont. W internecie krążą zdjęcia powyłamywanych krzesełek, wysuszonej murawy, wysokich chwastów i wiszących miedzianych kabli, które już częściowo zostały rozkradzione. Z powodu ogromnego zadłużenia na stadionie nie ma nawet światła. Brakuje też chętnego do ratowania obiektu. Organizatorzy igrzysk przepychają się z władzami Rio, kto powinien za to zapłacić.
Po wielu imprezach sportowych pozostają obiekty, które potem często stanowią dla miast olbrzymie obciążenie.