Najpierw jest telefon albo mail, zawsze podobnie: „Słyszałam, że wiecie, jak…”, „Nie mam innej opcji”. Albo po prostu: „Pomóżcie”. Takich wiadomości ciocia Basia dostaje kilka dziennie. I kilka razy dziennie odpowiada, informuje i uspokaja. „Wszystko będzie dobrze. Tak, możesz przyjechać. Nie będziesz sama”. To na początek, żeby kobieta po drugiej stronie mogła odetchnąć. „Już lepiej? Co chcesz wiedzieć?”. Krok po kroku objaśnia przepisy, wymogi, procedury. I najważniejsze: – Tak, aborcja w Niemczech jest legalna – mówi Zosia.
Zosia, Anna, Martyna, Sarah – „Ciocia Basia” ma wiele imion. Jedna dziewczyna odpowiada na telefony, inna odbiera z dworca, służy jako tłumacz w klinice, jeszcze inna przyjmuje pod swój dach. Ciocia Basia to praca zbiorowa. Nieformalna sieć wspierająca Polki, które chcą w Niemczech przerwać ciążę.
Ciocia z RPA
Ciocia Basia powstała dwa lata temu ze wspólnej inicjatywy Niemki i Polki. Nazwę zapożyczyła z RPA. Gdy w Polsce ustawę aborcyjną zaostrzano, w RPA ją liberalizowano. Przedtem i tam funkcjonowało podziemie aborcyjne, aborcyjna turystyka i sieć kobiet, które pomagały w organizacji aborcji. Nazywano je „ciociami”, auntie Jane, auntie Liz. Dziś w niemieckiej sieci jest kilkanaście osób: Polki, Niemki, jedna Irlandka i Hiszpanka. Są kobiety, ale jest i mężczyzna. Są osoby bezdzietne, ale i matki, a nawet kobiety w ciąży. – Nie jesteśmy przeciw dzieciom i ciążom – mówi Zosia. – W ogóle nie jesteśmy przeciw. Jesteśmy za: za prawami kobiet. I chcemy, by każde dziecko było chciane, a nie by kobiety zmuszano do rodzenia.